ostatni raz widzieliśmy się w poniedziałek. Jeszcze tak długiej przerwy na blogu nie było. Jakoś chyba dobiła mnie Pani Szara Aura, ale już się zbieram:) Jestem!:)))) W tym czasie wybiło mi ponad 25 tysięcy wyświetleń! DZIĘKUJĘ! Jestem Wam bardzo wdzięczna, dlatego szykuję NIESPODZIANKĘ już wkrótce!:)))) Bądźcie cierpliwi:)
Nie tak dawno robiłam przegląd moich rozświetlaczy. Wszystkich, którzy przeoczyli post zapraszam tutaj. :) Dziś chciałabym przedstawić Wam trzy moje bronzery. W tytule jest łamane brązery/bronzery, bo niektórzy używają tych nazw zamiennie (obie wersje są prawidłowe z tego co wiem!). :)
Zacznę od pudrów konturujących z Kobo. Mam je od początku lutego, więc troszkę już u mnie goszczą.
Dostępne w drogeriach Natura za jedyne 19,90 zł, czyli za bardzo niewiele jak na puder konturujący. Opakowanie plastikowe, ale solidne. Zamykane na klik. Estetyczne. Wygląda bardzo elegancko. Przezroczyste wieczko pozwala na precyzyjne sięganie po produkt, bez sprawdzania numeru, nazwy, czy otwierania opakowania.
Pierwszy odcień to 308 Sahara Sand. Jasny zimny, szarawy brąz. Idealny dla bardzo jasnych cer. Średnio napigmentowany, co jest jego atutem, bo trudno nim narobić sobie plam. Można go stopniować. W konsystencji suchy, ale nakłada się naprawdę prosto. Jeżeli chodzi o trwałość - bardzo dobra. Trzyma się cały dzień lekko blaknąc pod wieczór. Używam go do makijaży dziennych, gdy chcę wykonturować twarz, ale bardzo delikatnie. Lubię ten efekt.
Drugi odcień to 311 Nubian Desert. Ciemniejszy. Bardziej ziemisty, czekoladowy. Jak dla mnie idealny na wieczór, czy dla średnich i ciemniejszych odcieni cery. Również suchy. Łatwy w aplikacji. Stopniuje się, dokłada, pięknie rozciera. Nie posiada ciepłych tonów, dlatego nie ma możliwości zrobienia sobie pomarańczy czy cegły na twarzy. W subtelny sposób podkreśla jedynie kości policzkowe i wyszczupla twarz. Trwałość jak u poprzednika.
Ok. Świetne, ale jak mają się do mojego ulubieńca - Bahama Mama, która jest już ze mną od listopada?
Łatwo zauważyć, że kocham ten produkt! Używam go prawie codziennie! Ślady użytkowania mówią same za siebie :))) Choć teraz już używam go na zmianę z Kobo.
Bahama Mama jest odcieniem bardzo zbliżona do Nubian Desert, ale jest od niego minimalnie jaśniejsza i bardziej oliwkowa. Jest zdecydowanie bardziej napigmentowana, dlatego zupełnie początkujący powinni uważać i nakładać ją stopniowo dokładając i dokładnie rozcierając produkt:) Po tym produkcie skóra jest jakby muśnięta słońcem. Wykończenie zdecydowanie bardziej satynowe. Idealna i na dzień i na wieczór. Trwałość - rewelacyjna! Opakowanie kartonowe w stylu pin up, z lusterkiem w środku:) Co kto lubi, ale ja te ich opakowania kocham. Cieszą oko i wbrew pozorom są bardzo solidne. Cena: ok. 60 zł. Dostępność - strony internetowe (drogerie). Słyszałam też, że można je dostać w Krakowie w Drogerii Pigment przy ul. Długiej. Taki cynk dla mieszkających w Krakowie;)
Swatche razem:
Twarz konturuję zawsze pędzlem Hakuro H14 o spiczastym zakończeniu. Pozwala to na jednoczesną aplikację produktu i jego rozcieranie. Bardzo go lubię i mimo częstego prania, nic się z nim nie dzieje. Jest ciągle jak nowy.
Jaka jest moja opinia zbiorcza? Wszystkie produkty są godne uwagi i warte swojej ceny. Już odkładając na bok Niekwestionowaną Królową The Balm - zaskoczyła mnie mocno firma Kobo, która do tej pory byłą przeze mnie bardzo niedoceniana. Myślę, że naprawdę warto poświęcić jej swoje 5 minut. Jakość i cena są bardzo zaskakujące. Pudry dają wrażenie bardzo ładnego cienia na policzkach i świetnie się rozcierają. Są idealne do konturowania twarzy dając bardzo naturalny efekt. Oba są w chłodnej tonacji, co również jest ich ogromnym atutem. Nie żałuję, że kupiłam oba, bo na pewno je wykorzystam!
Jakie są Wasze wrażenia? Macie których z nich? A może macie coś równie godnego polecenia?:)
Pozdrawiam serdecznie,
Blondlove