niedziela, 31 maja 2015

beGlossy by hebe - bardzo dużo zdjęć!

Cześć,
majowe pudełko szło do mnie wyjątkowo długo... Kurier chyba szedł piechotą:))) Bo nie widzę innego wytłumaczenia, skoro sms o tym, że wysłano mi paczkę przyszedł 26 maja, a Kurier zapukał do moich drzwi 29... Jest to dla mnie o tyle zaskakujące, że zazwyczaj dostawałam sms i zaraz potem dzwonił telefon:))) Ale nieważne! Ważne, że w końcu paczka dotarła:)
Tym razem pudełko powstało przy współpracy z drogeriami hebe. Troszkę obawiałam się co z tego wyniknie, bo w końcu subskrybując te pudełka chciałam testować kosmetyki, które niekoniecznie zawsze są dostępne... Mimo wszystko jednak czekałam z niecierpliwością. O tym co dostałam w środku przekonajcie się sami:) Jak zwykle będę opisywać co obiecuje producent i moją opinię. Zapraszam:)
Tak prezentuje się zawartość:
A teraz po kolei. Już mogę Wam napisać, że mamy tutaj 5 pełnowymiarowych produktów i 2 duże próbki. Zacznę od próbek.
PHYTO, Maska do włosów Phytokeratine
"Ultra-regenerująca maska do włosów osłabionych i uszkodzonych. Przywraca objętość, elastyczność i blask."

Na razie nie mam o niej zdania. Nawet nie wiem co myśleć. Już ostatnio dostałam maskę i szampon i nie mam kiedy tego zużywać:))) Ale zobaczymy, jest to ekskluzywny produkt, więc na pewno przetestuję.
Cena: 106,99 zł/200 ml - w pudełku produkt o pojemności 50 ml
PROSALON, Maska do włosów z olejkiem arganowym
"Regeneruje i nawilża, przywraca włosom siłę i witalność oraz nadaje niepowtarzalną gładkość i połysk."

Kolejna maska... i jak wyżej - nie wiem co o tym myśleć... Plus taki, że fajna mała pojemność na wakacje do kosmetyczki.
Cena: 28,99 zł/1000 g - w pudełku produkt o pojemności 50 g
PUREDERM, Plastry na zniszczone pięty
"Intensywna terapia opracowana, aby nawilżyć, ukoić suchą i zrogowaciałą skórę pięt. Składniki regenerujące zmiękczają naskórek oraz tworzą warstwę ochronną."

Nie widziałam takich plastrów jeszcze i chyba się z nich cieszę. Piszę "chyba", bo z tą firmą jak wiecie, nie mam dobrych doświadczeń. Nie zrażam się jednak i przed wakacjami, a właściwie to już będę je na pewno testować.
Cena: 19,99 zł/4 sztuki - produkt pełnowymiarowy
SHEFOOT, Serum regeneracyjne
"Serum z kompleksem ceramidów i masłem shea, przeznaczone do zniszczonych, popękanych i szorstkich stóp. Intensywnie regeneruje oraz łagodzi podrażnienia."

Tak, tak pomyślałam - jakby plastry nie pomogły:)))) Hahahaha!
Cena: 21,99 zł/50 ml - produkt pełnowymiarowy
GOSH, Odżywcza pomadka do ust
"Gładkie, jedwabiste i niesamowicie połyskujące usta. Dzięki dużej koncentracji pigmentów, pomadka nadaje intensywny, kuszący, długotrwały kolor."

O, kolorówka! I nawet ładny kolor! O, ładnie wybiela zęby! I na tym koniec dobrego pierwszego wrażenia, bo pomadka jest masłowata - o konsystencji pomadki ochronnej i odbija się wszędzie jak szalona. Jak odcisnęłam ją na ręce to odbiła się calusieńka. Nie lubię takich pomadek, bo musiałabym co 15 minut zerkać w lusterko czy mam ją na zębach, czy na ubraniu, czy może już zniknęła albo się rozlała po za kontur ust. Dodatkowo wydaje mi się, że troszkę przez ten czas jak miałam ją na ustach, mi je podsuszyła. Nie wiem, nie jestem przekonana i właśnie całkowicie ją zhejtowałam:) Macie z nią lepsze doświadczenia?
CAT&CAT Kolczyki na sztyftach
"Hit! Kolczyki na wygodnych sztyftach w najmodniejszych wzorach sezonu. W beGLOSSY znalazły się modele z kolekcji Satin Chic oraz z kolekcji Glamour."

Były w prezencie. Jeszcze nie wiem czy będę nosić. Może komuś podaruję:)))) 
Cena: 9,99 zł/para
BANDI, Stymulator wzrostu rzęs i brwi
"Hipoalergiczny preparat przeznaczony dla osób, które chcą wzmocnić kondycję rzęs i brwi, zmniejszyć ich łamliwość i wypadanie oraz przyspieszyć wzrost."

I to jest produkt, z którego się cieszę! Naprawdę! Dostałam go dzięki dołączeniu do grupy subskrybentek VIP. Zacznę używać i będę czekać na efekty:)
Cena: 166,99 zł - produkt pełnowymiarowy

Moja opinia:
Dwie odżywki do włosów, dwa produkty do pielęgnacji stóp, kolczyki, pomadka i stymulator wzrostu rzęs i brwi. Jakoś nie jestem za bardzo zadowolona. Całą robotę robi tutaj BANDI, który uratował to pudełko przed całkowitym linczem, no i może ta odżywka PHYTO, której w normalnej cenie bym nie kupiła - powiedzmy sobie to szczerze.

PS. Subskrybentki, które nie są z beGlossy od minimum 6 miesięcy dostały również produkty BANDI. Kobiety dojrzałe - Energetyzujący multiaktywny koktajl FEMALE, a młodsze - Krem z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami - ten mój ulubiony! Także myślę, że akurat wszystkie pudełka ratowała właśnie ta marka. 

A Wy? Co myślicie? 

piątek, 29 maja 2015

Avon, Classic Aura - przepiękny róż do policzków

Cześć,
jak obiecałam, dziś o kolejnym kosmetyku Avon. Już z tytułu posta możecie domyślać się, że akurat z tego zakupu jestem zadowolona. Na jego zakup skusiła mnie Karolina Zientek, która prowadzi swój kanał na YT (polecam z całego serca jej filmy!) oraz udziela się na kanale MakeupTV, która promuje kosmetyki Avon. I napiszę Wam tak, gdybym ten róż widziała tylko na MakeupTV, to nie kusiłby mnie tylko troszkę, ale Karolina pokazała go również w swoich filmach prywatnych, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto go mieć. 
Opakowanie takie samo jak cieni, co troszkę mi nie odpowiada, bo nie można odróżnić poszczególnych kosmetyków od siebie. Oczywiście samo opakowanie bardzo solidne, z lusterkiem. Nie odpowiada mi jedynie sama idea:))) 
Odcień Classic Aura to piękny zgaszony, chłodny róż, który daje bardzo ładny efekt naturalnego rumieńca. Widziałam na forach, że porównywany jest do różu Downboy z TheBalm. Niestety nie mam możliwości tego ocenić. Wykończenie satynowo-matowe, bez drobinek. Podczas aplikacji nie osypuje się, w sensie nie kruszy, a ładnie nabiera na pędzel. i aplikuje. Oczywiście do różu dołączony jest mały pędzelek, ale jeszcze z niego nie korzystałam. Może się nadać do szybkich poprawek, ale jakoś nie jestem do niego przekonana. Mam swój ulubiony z Zoevy nr 127. 
Jak widzicie na powyższych zdjęciach - efekt jest nienachalny, bardzo naturalny. Podkreślający delikatnie urodę. Jest to naprawdę bezpieczny róż, którym nie mamy prawa zrobić sobie krzywdy. Używam go ostatnio codziennie do makijażu dziennego, choć myślę, że przy wieczorowym też dałby radę. Utrzymuje się cały dzień i nie zostawia plam.
Koszt to 19.90 zł. 

O Avon krążą różne opinie. Jedne tę firmę kochają a inne nawet nie chcą o niej słyszeć. Nie testowałam jeszcze nigdy serii lux, ale z innych kosmetyków sprawdziły się u mnie perełki brązujące (uwielbiam je latem!), wszelkie kredki (szczególnie SUPERshock!), konturówki i właśnie ten róż. Mam też mgiełkę utrwalającą, której używam do scalenia makijażu ze sobą:) Pomimo różnych opinii - ja ją lubię. Ach! Nie mogłabym zapomnieć o pomadkach z Avon! Mam ich mnóstwo i właściwie z każdej jestem zadowolona:) 

PS. Dziś po długim oczekiwaniu wreszcie dotarło do mnie beGlossy. Jak porobię zdjęcia to Wam pokaże co dostałam. Na razie nawet ja nie wiem, bo otwieram i od razu robię zdjęcia:)))) 

Pozdrawiam Was serdecznie,
Blondlove

środa, 27 maja 2015

Avon - moje pierwsze wrażenie na temat poczwórnych cieni

Cześć,
przychodzę dziś do Was z kosmetykami, które w mojej szufladzie leżały nieotwarte i nawet nie maźnięte przez ponad miesiąc(!). Już tak długo chciałam się z nimi zmierzyć przy Was, ale moja twarz jakoś nie chciała ostatnio współpracować i ciągle byłam czymś obsypana... Nie mogłam się jednak już doczekać, więc czas na pierwsze wrażenie! Pokażę Wam dziś jedynie cienie, aby post nie był zbyt długi:) Pojutrze wskoczy na blog róż, także już dziś zapraszam:) 
Paletka poczwórnych cieni o nazwie Ravishing Ruby w katalogu skradła moje serce połączeniem kolorów, które wydawało mi się idealne. Czy tak jest? O tym na końcu:) Najpierw o samej paletce. Jest solidna, wykonana z mocnego, czarnego, błyszczącego plastiku - nie wyróżnia się niczym na tle innych opakowań z Avon. W środku praktyczne lusterko i pacynka - jak dla mnie zupełnie niepotrzebna:))) 
O cieniach:
Swatche nałożyłam na roztarty Duraline z Inglot i prezentują się dość średnio jak na tak intensywne kolory, ale plus jest taki, że można ich dokładać:) Kolejną rzeczą jest numerowanie cieni w paletce. Ponumerowane są od 1-4 tak, aby każda kobieta wiedziała jak wykorzystać ich potencjał. Jak sugeruje producent: 1 - pod łuk brwiowy, 2 - wewnętrzny kącik, 3 - środek powieki ruchomej i 4 - przyciemnienie zewnętrznego kącika. 
Czy to dobry pomysł? Jak dla mnie nie, dlatego pokażę Wam jak te cienie według mnie wyglądają lepiej i w jakiej konfiguracji byłoby korzystniej:) 
Zatem przejdźmy do tutorialu:
Od razu zaznaczam, że w palecie brakuje matowego beżowego cienia, który można by nałożyć pod łuk brwiowy... dlatego posłużyłam się cieniem z My Secret nr 505 oczywiście:) na powiekę nałożyłam też tym razem kropelkę Duraline z Inglota jako bazę i wtarłam palcem. 
Teraz sięgam po cień nr 2, który jest matowym jasnym brązem i nakładam go w załamaniu powieki i od razu rozcieram.
Następnie sięgam po fioletowy, lekko połyskujący cień nr 3 i wklepuję go płaskim, języczkowym pędzelkiem na środek powieki, aż do zewnętrznego kącika. wewnętrzny kącik zostawiam nietknięty. Rozcieram granice.
Teraz czas na zewnętrzny kącik. Nakładam tutaj granatowy cień nr 4 i rozcieram kierując się załamaniem powieki. 
Sięgam po precyzyjny pędzelek i cień nr 1, który jest skrzącym złoto-szampańskim cieniem z brokatowymi drobinkami. Nakładam go w wewnętrznym kąciku. Dolną powiekę maluję w kolejności od zewnętrznego kącika: granat, fiolet, złoto-szampański. Rozcieram granice.
Na linię wodną oka nakładam białą kredkę z Nyx. Tuszuję rzęsy i gotowe.












Dlaczego uważam, że jedynka nie nadaje się pod łuk brwiowy? Bo nie lubię jak błyszczy mi się pod brwią. Nie wygląda to naturalnie. Zdecydowanie lepiej będzie ten cień wyglądał albo w wewnętrznym kąciku, albo na środku powieki, gdzie zdecydowanie będzie przyciągał uwagę i otwierał oko. 
Moja opina:
Jak dla mnie cienie są średniej jakości. Nie pracuje się z nimi tak przyjemnie jak np. z Zoevą. Połączenie kolorów całkiem ładne, ale na pewno nie na dzień. Będę ich używać, ale raczej na pewno nie w takim rozwiązaniu jak podaje producent i wybiórczo, tzn. korzystać z poszczególnego cienia do danego makijażu. Efekt malowania nimi możecie ocenić sami. 
Cena: 19.99
Ocena: 4-

A jakie jest Wasze zdanie na temat cieni z Avon? Ja bardzo lubię ich kredki i pomadki:) 

PS. Wszystkim tym, którzy zmagają się aktualnie z sesją - życzę powodzenia!:))) Damy radę!:) 


Pozdrawiam Was ciepło,
Blondlove

środa, 20 maja 2015

Synchroline - uelastyczniający krem do ciała

Cześć,
jakiś miesiąc temu dostałam propozycję kolejnej współpracy. Tym razem odezwała się do mnie marka Synchroline. Ucieszyłam się bardzo z tego powodu, bo to dla mnie kolejne wyróżnienie:) O samej współpracy opowiem Wam w kolejnym poście, bo do testów mogłam wybrać sobie dwa produkty, a dziś recenzja uelastyczniającego kremu do ciała.
W swojej ofercie marka posiada 11 serii dermokosmetyków. Ja wybrałam sobie po jednym produkcie z dwóch serii - Synchroelast (krem do ciała) i Hydratime (zobaczycie niebawem). Seria Synchroelast jak przeczytałam w otrzymanej broszurze jest skierowana do osób, które borykają się z utratą elastyczności skóry i problemem rozstępów, a o drugiej serii napiszę w kolejnej recenzji.
Jeżeli chodzi o krem do ciała, który zamówiłam to:
Wskazania: działanie uelastyczniające i zapobiegające tworzeniu rozstępów. Efekt poprawy nawilżenia, wygładzenia i zmniejszenia istniejących rozstępów (szczególnie w fazie czerwonej). Polecany w przypadku utraty elastyczności na skutek zmiany wagi- odchudzanie, ciąża (polecany od 4 miesiąca oraz na piersi po okresie karmienia), okres dojrzewania oraz po długotrwałej ekspozycji na słońce.
Sposób użycia: stosować dwa razy dziennie na całe ciało delikatnie masując. Efekt wygładzenia, poprawienia napięcia i elastyczności oraz nawilżenia widocznych jest po 20 dniach systematycznego stosowania.

Składniki aktywne: heterozydy kwasu azjatykowego i madekasowego, acetyloglukozamina, linolan proliny, glikopeptydy fibronektyny 


Jeżeli chodzi o opakowanie, to jak widać jest to tubka, która stoi na zakrętce, co pozwala na swobodne spływanie produkty tak, aby zawsze można go było wycisnąć. Szata graficzna jest bardzo skromna, ale to dobrze, bo wyglądem faktycznie przypominają produkty "apteczne". Na tubce mamy informacje o pojemności i zastosowaniu produktu w 10 językach. Bogatsze w informacje jest kartonowe pudełko. Tutaj znajdziemy właściwie te same informacje co wypisałam wyżej (wskazania i sposób użycia też w 10 językach). Warto dodać, że kosmetyki te powstają w nowoczesnych laboratoriach we Włoszech i mają zastosowanie zarówno w leczeniu różnego rodzaju problemów dermatologicznych jak i w medycynie estetycznej.
Kolejny plus - otwór jest zaklejony. To pewność, że nikt wcześniej go nie otwierał :)
Jaka jest moja opinia i dlaczego zamówiłam akurat ten produkt?
Zamówiłam go z myślą o potencjalnych rozstępach, które pojawiają się w ciąży. Jego konsystencja jest bardzo mocno kremowa, ale łatwo się rozsmarowuje. 
Krem w 100% spełnia swoje obietnice. Ja smarowałam się tylko raz dziennie wieczorem przed snem. Początkowo smarowałam całe ciało, a od tygodnia tylko brzuch i piersi. I powiem Wam tak: Jest różnica. Skóra na brzuchu jest gładka, napięta, elastyczna i miła w dotyku. Efekt utrzymuje się przez cały następny dzień. Podczas prysznica wieczorem czuję jak zmywa się jeszcze pewna warstwa tego kremu, której w ciągu dnia w ogóle nie wyczuwam. Skóra jest naprawdę po tym kremie jest świetna! Trzeba się przyzwyczaić do tego, że krem aż tak szybko się nie wchłania i trzeba też chwilkę poczekać, aż skóra go przyjmie, bo po aplikacji skóra jest troszkę lepka, ale naprawdę warto. Nie zostawia śladów na piżamie , a zapach jak dla mnie jest bardzo neutralny.

Koszt tego kremu to ok. 80-90 zł. W zależności od apteki. Dowiedziałam się też, że w Super-Pharm nie ma gamy do ciała. Cena może i dość wysoka, ale na pewno jest to krem, który - przynajmniej u mnie - świetnie się sprawdził! 


Produkt dostałam w ramach wspólpracy z marką SYNCHROLINE. Opinia o produkcie jest całkowicie moja osobista i fakt współpracy w żaden sposób na nią nie wpłynął. 
Pozdrawiam,
Blondlove

środa, 13 maja 2015

Zielone usta z Barry M?

Cześć,
jak możecie się domyślić po wielu moich postach - kocham pomadki! Najbardziej w odcieniach różu, fuksji czy też czerwieni!:) Pomalowane usta dodają charakteru każdemu makijażowi. Podkreślają urodę, podbijają często kolor oczu, a poza tym przyciągają uwagę i dodają pewności siebie! Dziś o pewnym magicznym produkcie, który bardzo mnie zaskoczył. Zakupiłam go już w październiku zeszłego roku przy okazji zamówienia na Mintishop.pl:) Zobaczcie same co to za zielone cudo i jak wygląda na ustach:) Będzie dużo zdjęć:)
Opakowanie plastikowe, ale bardzo wytrzymałe. W ciągu ponad pół roku używania i noszenia po torebkach, kieszeniach - nic się nie stało. Napisy się nie starły, a nakrętka nigdzie nie pękła. To na plus. Wyglądem przypomina balsam do ust. Konsystencja jest bardzo masełkowata. Sunie bardzo gładko w zetknięciu z ustami. A teraz uwagaaa...
Czy będą zielone czy bezbarwne? Hmm... Zielone z pewnością przyciągnęłyby uwagę niejednego przechodnia:) Ale...
To kolor zaraz po aplikacji. Delikatnie różowy. Oczywiście moje usta (skórki) nie są imponujące, ale uznajmy, że są okej:))) Zdjęć będzie sporo, bo patrzcie co dzieje się dalej w ciągu upływającego czasu:
Z każdym dołożeniem produktu usta ciemnieją... Tak prezentuje się efekt końcowy:
Bardzo go lubię:) Z zielonego dochodzimy do pięknego różowego odcienia, który u mnie prezentuje się tak, jak możecie zobaczyć powyżej. Warto dodać, że kolor ten będzie wyglądał u każdego inaczej ze względu na indywidualny kolor ust:)
Swatch po nałożeniu i odczekaniu chwili
i po starciu dość mocno płatkiem kosmetycznym:
Dodam jeszcze, że zdjęcia te robiłam ok. 17. Mamy teraz 21.30 (oczywiście kilka razy już myłam ręce) i tylko delikatnie się starła. Szczerze powiedziawszy jest naprawdę nieznaczna różnica... I wiem z doświadczenia - bo już kilka razy się tak "załatwiłam" - będę z tym chodzić do jutra do wieczora. Pomadka wgryza się w usta i trzyma się ich bardzo długo. Jedyne co może przeszkadzać niektórym, to utlenianie się jej bliżej środka ust:
Oczywiście wyjechałam troszkę po za kontur... :/
Mi osobiście to nie przeszkadza i nie rzuca się to w oczy. Pomadka utrzymuje się naprawdę bardzo długo! Moja trzyma się już 4h:))) Błysku już nie ma, usta są matowe, ale kolor nadal się trzyma:) Ja sięgam po nią naprawdę często, po prostu ją lubię. Jeżeli chodzi o zmywanie, to na drugi dzień naturalny kolor ust jest lekko podrasowany, ale nie tak intensywny jak dnia poprzedniego:) 
Na koniec napiszę Wam tylko, że za każdym razem jak go wyciągałam z torebki, aby delikatnie poprawić usta w ciągu dnia, budził sensację i przyciągał uwagę:) Wiem, że BarryM w ofercie ma więcej takich magików, ale w ofercie MintiShop jest chyba tylko jedna:) Do kupienia tutaj. 

I jak podoba Wam się taki gadżet? Macie takie nieoczywiste kosmetyki w swoich kosmetyczkach?

PS. Post nie jest sponsorowany! 
Pozdrawiam,
Blondlove

piątek, 8 maja 2015

Ulubieńcy kwietnia

Cześć, 
dziś jak widzicie w tytule - kosmetyki, z którymi nie rozstawałam się w kwietniu. Nie jest tego dużo, bo jeżeli chodzi o makijaż to z pewnością nie był to dobry miesiąc:) Jakoś tak ani ochoty, ani chęci, ani nic... Sama podstawa:) 
Zacznę od makijażu, bo jak już wspomniałam - nie ma z czym szaleć:) Zazwyczaj kończyło się na wyrównaniu kolorytu powieki. Nie znam do tego lepszego cienia niż cień z My Secret, o wykończeniu matowym w odcieniu 505. Piękny, idealnie napigmentowany beż. Koszt takiego cuda to ok. 8 zł w każdej Naturze, więc czego chcieć więcej?:) 
Jeżeli chodzi o usta, to czasem zaszalałam i nałożyłam coś odważniejszego, ale najczęściej kończyło się na bardzo delikatnej wersji. Idealnie wpisywały się w ten pomysł dwa produkty, które zawsze mam w torebce. 
Pierwszy z nich to EOS o zapachu/smaku letnich owoców. Uwielbiam go. Nawilża, chroni i jeszcze pysznie smakuje!:) Słodziutki! Mniam!:) Recenzja tutaj.
Drugi to Catrice - balsam upiększający w odcieniu Cake Pop. ładnie nabłyszcza, nadaje delikatny kolor i również pysznie smakuje i pachnie ciastkami:D Recenzja tutaj.
Tak się zastanawiam... Czy ja jestem głodna pisząc ten post?:)))))
Kolejne dwa produkty to już pielęgnacja. Wieczorem przed snem zawsze przemywałam twarz rewitalizującym tonikiem do twarzy z Kueshi. Dostałam go w lutowym beGlossy. Polubiłam się z nim za jego delikatność i piękny odświeżająco-otulający zapach. Bardzo dobry produkt, który łagodzi podrażnienia. 
Moje ręce w tym miesiącu ratował krem Regenerum. Mam bardzo suche dłonie ostatnio, a ten krem mam zawsze w szufladzie w domu i chętnie po niego sięgam. Szybko się wchłania i przynosi ulgę. 
Ostatni produkt to jednocześnie nowość. Na pewno widzieliście reklamy tego kremu. Ja kupiłam go zanim był reklamowany i skusiłam się jedynie na małe opakowanie, aby w razie czego szybko zużyć:) Nivea Care to naprawdę dobry krem, który bardzo szybko się wchłania, a więc jest idealny pod makijaż. Jest lekki, idealnie nawilżający i naprawdę przyjemny w użyciu. Kupiłam go jakoś w drugim tygodniu kwietnia i bardzo szybko podbił moje serce. Jest moim hitem ubiegłego miesiąca:D

A jak Wasi ulubieńcy? Jeżeli macie ochotę to napiszcie w komentarzu, albo zostawcie linka do bloga. Chętnie zajrzę:)
Pozdrawiam,
Blondlove