wtorek, 28 lutego 2017

Sposób na oczyszczenie porów | DIY | Maseczka żelatynowa

Cześć,
dziś przygotowałam dla Was post DIY, czyli maseczkę peel off domowej roboty. Nic trudnego i z łatwo dostępnych składników. Robi się ją szybko, prosto i daje naprawdę fajne efekty. Zapraszam dalej, jeżeli jesteście ciekawi co i jak :) 
Dla kogo? Dla wszystkich, którzy zmagają się z zapchanymi porami w okolicach nosa, czoła i brody. 
Jak to zrobić?
Maseczka składa się z dwóch składników: wody i żelatyny w stosunku 1:1 czyli 2 łyżki mleka i dwie łyżki żelatyny. Podgrzewamy to na palniku do całkowitego rozpuszczenia albo wkładamy do mikrofali. Należy odczekać chwilę aż ostygnie i nałożyć na wybrane partie twarzy. Polecam wzmocnić efekt i wcześniej zrobić sobie parówkę lub przyłożyć do twarzy ciepły ręcznik, aby wszystkie pory się otworzyły. Moją maseczkę tym razem z lenistwa wymieszałam mieszadełkiem do spieniania mleka i utworzyła mi się pianka. Ja polecam Wam jednak mieszanie łyżeczką i nakładanie jednolitej masy. Ta konsystencja pianki nie jest zła, ale z poprzednich razów wiem, że jest mniej skuteczna.
Jak nakładać?
Ja robię to pędzlem, ale można to zrobić również palcami. Należy jedynie uważać i nakładać maseczkę bardzo precyzyjnie. Szczególnie ostrożnie w okolicach oczu i brwi, bo możecie podrażnić wrażliwą okolicę oczu lub skutecznie wydepilować sobie brwi :) 
Jak długo trzymać?
Trzymać do całkowitego wyschnięcia (zależy od grubości warstw), czyli około 20-30 minut. Następnie ściągać bardzo delikatnie. 

Moje dodatkowe informacje: 
Ściąganie maseczki jest dość bolesne, więc osoby wrażliwe (a szczególnie te z wrażliwą cerą) powinny uważać. Dodatkowo nie warto nakładać je na partie twarzy, gdzie mamy dużo tak zwanego meszku. No chyba, że macie pragnienie depilacji :) 
Zapach nie należy do najpiękniejszych, ale da się wytrzymać:) 

Efekty:
Nie będę Wam pokazywać co udało mi się osiągnąć, ale jedno jest pewne - maseczka jest skuteczna. Wyrywa zarówno meszek z twarzy jak i zawartość porów, które stają się ładnie oczyszczone. Warto czynność powtarzać, ale nie częściej niż 1-2 razy w tygodniu, a następnie nawilżać cerę.
Znacie tę maskę?
Chcecie więcej takich przepisów?

piątek, 24 lutego 2017

Zapodziajki torebkowe ostatniego czasu

Cześć,
kiedyś już rozpoczęłam tę serię na blogu, ale później używałam właściwie ciągle tej samej pomadki, albo samego EOSa, więc nie było sensu. Dziś jednak odkryłam, że trochę tych pomadek znów mi się nazbierało i w sumie są to moi ostatni ulubieńcy. Zapraszam!
Pewnie w ogóle nie jesteście zaskoczeni! :) Wszystkie płynne i wszystkie matowe. Oprócz nich na zdjęciu widzicie tez mój ukochany zapach z Avon "Sexi Pink" - bardzo słodki, ale też i zmysłowy, dziewczęcy i nieciężki. Wracam do pomadek. Wszystkie w sumie na blogu się już pokazały, a przekrój kolorystyczny mamy tu od nude do głębokiego wina. 
Aplikatory są do siebie bardzo podobne. Najbardziej chyba jednak lubię te z Golden Rose, bo są najbardziej precyzyjne. Swatche prezentują się następująco:
Od dołu: Wibo, MDL 06, Wibo MDL 05, GR 05, GR 03, Lovely K Lips Pink Poison. Najczęściej używałam jednak 5 z Wibo. Jest pięknym nudziakiem, który można bardzo szybko poprawić nawet bez patrzenia w lusterko:) Wszystkie są trwałe. Recenzje pomadek możecie poczytać tutaj, tutaj i tutaj. 
A Wam ostatnio jakie pomadki i kolory towarzyszą najczęściej?

wtorek, 21 lutego 2017

Kosmetyki Affect | Moje wrażenia i swatche

Cześć, 
w ostatnim poście z makijażem obiecałam Wam, że pokażę kosmetyki z Affect, których używałam nie tylko w tym konkretnym makijażu, ale też podczas warsztatów makijażowych. Kosmetyki te dostałam podczas spotkania blogerskiego, na którym byłam w styczniu. Okej, dość wstępu! Zapraszam dalej na prezentację. Post nie jest sponsorowany.
Kosmetyki zapakowane są w bardzo eleganckie i opisane kartoniki. Wszystko wygląda spójnie i estetycznie. W opakowaniach jedynie nie podobają mi się kosmetyki w tubkach. Jakoś do mnie nie przemawiają, ale ogólnie nie mogę się przyczepić. Pudry, bronzery, róże wyglądają obłędnie ze swoim sweterkowym wzorkiem. Zacznę od cieni i pudru w kamieniu.
Jeden cień mam foliowy - ten różowy, a drugi wypiekany. Oba mają rewelacyjną pigmentację i ładnie trzymają się oka. Ich wybór jest ogromny, a praca z nimi przyjemnością. Jeżeli jednak wolicie gotowe rozwiązania to z czystym sercem zdecydowanie polecam Wam zakup gotowych paletek, bo podczas warsztatów malowałam własnie głównie nimi i są one C U D O W N E! Puder natomiast ma bardzo aksamitną konsystencję, jest bardzo miałki, a wzór na jego powierzchni sprawia, że aż żal z niego korzystać. Przyznam szczerze, że jego na razie jedynie swatchowałam i pierwsze wrażenie jest dobre, ale na głębszą jego analizę jeszcze się pokuszę innym razem. 
Zdecydowanie polecam Wam jednak puder sypki ryżowy! On jest świetny! Bardzo drobno zmielony, pięknie matuje skórę na długo i wygląda na niej naprawdę dobrze. Posiada przekręcane sitko, które nie pozwala na wysypanie się pudru podczas niekorzystania z niego. Dodatkowo jest on tak maksymalnie zabezpieczony, że mnie samej trudno było się do niego dostać. Jedyny minus to nie zakręcane wieczko wierzchnie, a jedynie - mocno, ale jednak - nakładane. 
Korektor rozświetlający jest świetną opcją pod oczy. Ładnie wygląda, nie warzy się i przypudrowany trzyma się cały dzień. Dobrze też wygląda pod bazę do cieni. Mam odcień natural, który jest dla mnie delikatnie za ciemny, ale jasny fair jest w porządku, bo testowałam na warsztatach.
Dostałam też konturówkę w jasnym brudnym różu i kredkę do oczu czarną z drobinkami. Konturówka jest miękka i ładnie wyrysowuje się nią usta, a nawet wypełnia. Czarna kredka natomiast sprawia wrażenie twardej, ale w rzeczywistości przepięknie się rozciera, więc idealnie nadaje się do Smokey Eye. 
Tak wyglądają swatche: Czarna kredka, konturówka i korektor rozświetlający w odcieniu natural.
I na koniec baza matująco-wygładzająca. Bardzo dobra, trwała i ładnie współpracuje z różnymi podkładami. Nie zapchała mnie, ładnie pachnie. 
Ja z tych kosmetyków jestem zadowolona i przymierzam się do zakupu większej ilości cieni! Jedyne kosmetyki, które mi się nie sprawdziły to ich podkłady, ale to kwestia indywidualna, bo u innych sprawdzają się dobrze. Na mojej twarzy wyglądają bardzo średnio po kilku godzinach. Jako ciekawostkę Wam powiem, że te kosmetyki są jednymi z najbardziej cenionych przez Rosjan.
Link do sklepu: https://alepiekna.com/sklep/

Znacie markę?

piątek, 17 lutego 2017

Makijaż karnawałowy | Affect Cosmetics | Danutta Hand Gallery

Cześć,
jakiś czas temu byłam na spotkaniu blogerek, na którym dostałam trochę prezentów. Dziś chciałam Wam bliżej pokazać jeden z nich, który zainspirował mnie do stworzenia makijażu przy pomocy kosmetyków marki Affect. Te też dostałam na spotkaniu, ale pokażę Wam je w następnym poście. Po części możecie zobaczyć je tutaj. Tak się pięknie złożyło, że dostałam wypiekany cień z Affect idealnie w kolorach facynatora od Pani Danusi (klik) i postanowiłam to wykorzystać - zapraszam. 
Fascynator wykonany jest na grzebyku z przepięknych czarnych piór z zielonym połyskiem i ozdobnej tasiemki. Wygląda zjawiskowo, ale też odważnie. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy będę miała okazję w nim gdzieś wystąpić, ale zapewniam Was, że Pani Danuta robi naprawdę piękne rzeczy dopasowane do okoliczności i osoby, która ma to nosić. Zresztą zachęcam do obejrzenia jej galerii. Są to rzeczy unikatowe i przede wszystkim robione ręcznie, a to wartość sama w sobie. Do mojego fascynatora wybrałam koronkową czarną sukienkę i zrezygnowałam z bizuterii na szyji. 
Postanowiłam do niego zmalować Smokey Eye, które rozsmuży spojrzenie, nada mu tejemniczości, ale też jednocześnie je otworzy. Jako bazy użyłam czarnej roztartej kredki marki Affect, a głównym cieniem był czarno-zielony cień z drobinkami. Na środek dolnej i górnej powieki nałożyłam różowy cień foliowy marki Affect, a zieleń wzmocniłam cieniem z paletki Fortune Favours the Brave marki Makeup Revolution. W kąciku wewnętrznym nałożyłam rozświetlacz marki My Secret (niezastąpiony!). Wytuszowałam tylko rzęsy, ale rewelacyjnie pasowałyby tu sztuczne rzęsy! Żałuję, że takowego kroku nie poczyniłam. 
Zbliżenie na oczy. Jak widzicie oko jest bardzo mocno roztarte, a oprócz tego bardzo wyraźnie zaznaczona jest dolna powieka. Na linię wodną nałożyłam czarną kredkę Avon SuperSHOCK, która dzięki dokładnemu rozmyciu dolnej powieki nie zamyka i nie zniejsza nam oka. 
Jako bronzera użyłam mojego ulubionego ostatnio My Secret Face'nBody, który dzięki satynowości a nie matowości nadaje policzkom efektu 3D. Naprawdę lubię ten efekt! Jako rozświetlacz oczywiście też My Secret w odcieniu Princess Dream. Są to tanie produkty, które mnie nie zawiodły, a które robią kawał dobrej roboty! Na ustach mam Golden Rose Matte Velvet Lipstick w odcieniu 02.
Jak Wam się podoba? 

wtorek, 14 lutego 2017

Makeup of the day | Cocoa Blend | Dwie propozycje ust

Cześć,
wiosenne żonkile dla wszystkich na Walentynki!  A co! Walentynki Walentynkami, ale tęsknię za wiosną i mam nadzieję, że już powoli te wszystkie zimowe kurtki, buty, szale - choć akurat szale to fajna sprawa - pójdą w końcu na dno szafy! Post miałam wrzucić Wam wcześniej, bo zmalowałam ten makijaż dziś, ale po południu walczyłam z nieziemskim bólem głowy. Mimo wszystko mam nadzieję, że będzie on dobrą inspiracją na weekendowe szaleństwa :) 
Makijaż oka wykonałam całkowicie przy pomocy palety Zoeva, Cocoa Blend, która idealnie wpisuje się w ostatnie trendy makijażowe, czyli ciepło-bordowo-brzoskwiniowo-rude. Jest on bardzo prosty w wykonaniu, gdyż użyłam właściwie czterech cieni: beżowego pod łuk brwiowy, bordowego na całą powiekę, ale głównie skupiając go w zewnętrznym kąciku i rozcierając maksymalnie, aby stworzyć "chmurkę". Ciemnym ciepłym brązem wzmocniłam zewnętrzny kącik, a w wewnętrznym kąciku roztarłam złoto. Nie mogłam zdecydować się na usta, więc przygotowałam dwie propozycje:
Z lewej - Milion Dollar Lips w odcieniu numer 5 (klik) marki Wibo, a z prawej Matte Crayon Lipstick w odcieniu 04 marki Golden Rose. W wersji ust nude makijaż wydaje się chyba bardziej romantyczny ♥ 
A Wam która wersja ust bardziej odpowiada?
Podoba Wam się ten "ciepły" trend?

poniedziałek, 13 lutego 2017

Spełniam marzenia | Kolejne szkolenie za mną | Affect Cosmetics | Joanna Dobosz Make-up

Cześć,
dziś znów post bonusowy (mam nadzieję, że lubicie takie niespodzianki). Mam dla Was krótką relację z ostatniego szkolenia, które dotyczyło makijażu Smokey Eye. Tak, jak postanowiłam - chcę być coraz lepsza - dlatego na razie wybrałam metodę nie szkoły wizażu (choć Pro Makeup Academy kusi niemiłosiernie - i mam nadzieję, że kiedyś tam się wybiorę!), ale własnie pojedynczych kursów. Dzięki temu mogę poznać warsztat pracy wielu osób i czerpać od nich różne praktyki, triki czy inspirację. Ostatnie szkolenie prowadziła Asia, z którą znam się też prywatnie! Pokazała nam swój sposób na Smokey Eye, a właściwie to nawet dwa sposoby! Było miło, wesoło, a przede wszystkim twórczo! Asia ma niesamowitą charyzmę i wprowadza na warsztatach świetną atmosferę. 
Powyżej widzicie dwa sposoby makijażu. Ja zdecydowałam się na przećwiczenie oka lewego, które na żywo robi naprawdę wrażenie rozmytego i rozdymionego, ale mega-kobiecego oka, a które robię zdecydowanie rzadziej! 
Jako modelka, swojej twarzy użyczyła mi Justyna. Postawiłam na fiolet, złoto i zgodnie z oczekiwaniami Justyny - najdłuższe rzęsy :) PS. Warto kliknąć w zdjęcie, aby powiększyć:) Nie chciałam zrobić tasiemca :D:D 
Powyżej widzicie zdjęcia z aparatu od Asi (dziękuję!) i moje z telefonu. Pracowałyśmy na kosmetykach marki Affect i muszę Wam napisać, że cienie, róże, bronzery i wypiekane rozświetlacze naprawdę są godne uwagi! Ich pigmentacja jest niesamowita, a praca z nimi jest naprawdę przyjemnością! Mam ich kilka kosmetyków w domu, więc na pewno Wam pokażę.
Na koniec każda z nas dostała certyfikat! Jeżeli interesujecie się wizażem, to z całego serca polecam Wam takie kursy. Dla mnie jest to niesamowicie motywujące, gdy ktoś kto zna się na wizażu mnie doceni czy powie nad czym jeszcze popracować! Gdy ktoś zerknie profesjonalnym okiem na Twój warsztat i powie: dobra robota! 
A Wy?
Spełniacie marzenia czy ciągle odkładacie je na później?