środa, 31 stycznia 2018

Wielkie meh! | Be glossy styczeń | Begin with Skin

    Zawsze się cieszę na te niespodzianki pudełkowe i z wielką nadzieją zerkam w kartkę, co tym razem mi przysłano. Bywa, że ochom i achom z zachwytu nie ma końca, a bywa, że w momencie otwarcia pudełka chcę odmówić subskrybcję. Nie chcę Was za bardzo nastawiać do pudełka, choć tytuł już wiele wskazuje. Mimo to zachęcam do obejrzenia zawartości i wyrobienia sobie własnej opinii. 
Pudełko przebiega pod hasłem: 'Begin with skin'. 
A w środku po kolei:
BIOLAVEN, Żel myjący do twarzy (17,98 zł/150 ml) Produkt pełnowymiarowy
Wiele kobiet go sobie chwali. Szampon z poprzednich pudełek nie sprawdził mi się zupełnie. Ten żel wygląda obiecująco, ale chyba go podaruję.
ESSENCE, Podkład w musie Soft Touche (15,99 zł/16 g) Produkt pełnowymiarowy
Odcień chyba dobry. Na całe szczęście jasny. 
HOLIKA HOLIKA, Plastry oczyszczające na nos (19,99 zł)
Tę markę lubię, a plastry chętnie przetestuję. Do tej pory w sumie nie znalazłam takich, które działałyby w zadowalającym mnie stopniu. No... chyba, że mówimy o masce z żelatyny :) 
NIVEA, 1-minutowa maska oczyszczająca (16,99 zł/75 ml) Produkt pełnowymiarowy
Testowałam ją już w sumie dwa razy. Bardzo szczypała mnie w okolicy nosa. Mimo to uważam, że to fajny produkt na szybciocha :) 
EQUILIBRA, Arganowy szampon ochronny (19,99 zł/250 ml) Produkt 150 ml
Szampony arganowe nie sprawdzają się u mnie zbyt dobrze, ale bardzo fajnie domywa pędzle z włosia naturalnego. Są po nim mięciutkie :) 
EFEKTIMA, Peeling do ciała (19,99 zł/ 250 ml) 
I tu pojawił się błąd, bo w pudełku miał być produkt pełnowymiarowy, a dostałam 50 ml. Lubię peelingi. Ten będzie wyjazdowy. 
Dodatkowo dostałam też dwie próbki:
I teraz tak... to jest ten czas, w którym możecie napisać komentarz z opinią o pudełku. Za chwilę ja Wam napiszę i zobaczymy czy sądzimy to samo :)

Co ja myślę?
  • Dostałam pudełko wypełnione produktami za około 20 zł każdy. W tym 2 miniatury. Wolałabym, by miniatury były produktów droższych.
  • Marki - ogólnodostępne, ogólnoznane. Essence, Nivea, Biolaven... 
  • Czy jestem z czegoś zadowolona? Z plastrów Holika Holika.
  • Wiecie? Ja ani nie jestem w sumie zła na to pudełko ani nim zadowolona. Jestem znudzona i to najlepiej oddaje moje nastawienie.
  • Nuda, nuda, nuda... 
  • Jeżeli w lutym sytuacja się powtórzy, rezygnuję z subskrybcji :) Wolę odkładać 50 zł miesięcznie na coś konkretnego niż dostawać kosmetyki przeciętne. 
No to co myślicie?
Czytaj dalej »

piątek, 26 stycznia 2018

Tanie pędzle godne polecenia | Jessup | porównanie modeli z Zoeva

     Pędzle to nieodłączne narzędzie wizażysty. Mówi się, że 'jak dobry wizażysta, to nawet palcem cudo zmaluje'. Zgadzam się w 100%, ale skoro możemy sobie ułatwić i uprzyjemnić pracę, to - czemu nie! Pędzle swoją ekspansję do kosmetyczek domowych rozpoczęły stosunkowo nie dawno, bo w końcu prym wiodły pacynki. Pamiętacie? Te nieszczęsne, twarde pacynki, które teraz każda z nas w sumie wyrzuca. Nikt nie narzekał i robił jak umiał. Od niedawna jednak wszystko się zmieniło. 
     W swoich zbiorach mam pędzle różne. Zaczynałam od Donegala i Ecotoolsa (swoją drogą to bardzo dobre i miękkie pędzle). Później przy coraz popularniejszym Youtube urodowym zaczęłam sięgać po Hakuro (wciąż służą mi, niektóre już nawet 7 lat). W ostatnich latach jednak skusiłam się na Zoevę, Kavai i Hulu. Teraz testuję Sigmę i czekam na MBrush. 
     W tym poście jednak mam dla Was coś naprawdę taniego, co kupiłam i przetestowałam, bo wiele dziewczyn chwaliło na różnych grupach. Mam je około 3 mcy, więc mogę już coś na ich temat powiedzieć. 
Jessup. Pewnie słyszeliście już nie raz! Pędzle dostępne na Alieexpres, w bardzo korzystnych cenach. (Tu od razu dodam, że poza gadżetami i narzędziami, nie kupuję nic innego na Alie, a Broń Boże żadnych kosmetyków :O) Za zestaw 15 pędzli zapłacicie około 50-70 zł w zależności od kursu dolara. Zdecydowałam się na te w kolorze różowym, ale na końcu podlinkuję Wam całość. Pędzle są mocno inspirowane Zoevą. W dołączonej do nich ulotce znalazłam też informację, że są z włosia naturalnego i syntetycznego. Po ulotce i jakości widać, że jest to firma, która stara się o jakość i dobre opinie na forach. Znajdziecie w niej informacje o samej firmie, jak dbać o włosie pędzla jak i odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Wygląda to bardzo profesjonalnie. 
Jak łatwo zauważycie, modele i ich nazwy są Zoevowskie dosłownie. Jedynie swoje mają logo i skuwki nie są dwa razy zaciskane. Zobaczycie to na kolejnych pędzlach. Są też zdecydowanie rzadsze we włosiu. Nie są tak zbite jak ich starsze siostry. Tutaj powyżej widzicie pędzle z włosiem naturalnym. Są miękkie, mają drewniane trzonki i nic się nie dzieje zarówno ani z włosiem jak i trzonkiem. 
Tutaj są pędzle syntetyczne. Te mniej i bardziej precyzyjne. Bardzo dobrze się z nimi pracuje i pięknie się domywają. Pokażę wam niektóre w towarzystwie Zoevy, abyście zobaczyli różnicę w budowie:
228 - Luxe Crease. Oba pędzle nazywają się tak samo :) Zoeva jest jednak bardziej spiczasta, przez co łatwiej wchodzi w załamanie. Dodatkowo jest bardziej sprężysta przez większą ilość włosia. 
231-Luxe Petit Crease. Dokładnie ta sama sytuacja co powyżej.
234 - Luxe Smoky Shader. Zoeva znów bardziej precyzyjna i zbita.
Pędzel do korektora. 142 - Concealer Buffer. Jessup trochę rzadszy i dłuższy we włosiu. 
Tu jeszcze macie porównanie napisów. Jessupy na początku napisy miały holograficzne, ale wraz z upływem czasu powłoka się starła i teraz są po prostu srebrne z nieznacznym połyskeim holo. 
Dlaczego porównuję te dwie marki? Bo samej mi się to nasunęło, gdy je zobaczyłam. Są chińską próbą kopii. To trochę jak KLips - niby chcą to samo, ale jednak nie jest. Czy są przez to gorsze? Absolutnie nie! Ja osobiście jestem z nich bardzo zadowolona. Używam każdego z zestawu. Nie ma tu dla mnie pędzla zbędnego. Syntetyczne świetnie sprawdzają mi się do produktów kremowych, a naturalne do rozdmuchiwania oka lub nakładania rozświetlacza. Praca z nimi jest przyjemna! Mycie jest bardzo szybkie, ale trzeba pamiętać, by białe włosie owinąć jeszcze mokre w papier ręcznikowy w cukierek, bo lubię się mocno rozcapierzać. To może być uciążliwe, ale właściwie każde naturalne włosie ma tę właściwość. Oczywiście, że nie jest to Zoeva, ale czy każdy musi mieć Zoevę? Uważam, że ten zestaw jest fajny zarówno na początek do użytku domowego jak i do uzupełnienia swojego zbioru pędzli w salonie. Włosie z nich nie wypada ( w niektórych wystawały pojedyncze włoski, ale wystarczyło przyciąć), nie drapie i jest bardzo miłe.
Dodatkowo... to jedynie pędzle z Alie, które z czystym sercem Wam polecam. Przyszły po dwóch tygodniach, nie śmierdziały i są dobre jakościowo. Mam też słynne 'jednorożce' i tęczowe, ale... one raczej tylko wyglądają. Sprawdzają mi się jedynie do użytku własnego na szybko, ewentualnie na klientkach do korektora. Te natomiast naprawdę dają radę. Jakościowo porónałabym je do Hakuro. Przestrzegam Was przed przepłacaniem za nie na polskich stronach! Z Alie idzie dłużej, ale zdecydowanie w korzystniejszej cenie :) 
Linki: wszystkie i różowy zestaw mój. 
Zamówiłam je z ciekawości, a jestem z nich bardzo zadowolona! 
Znacie?
Czytaj dalej »

niedziela, 21 stycznia 2018

A gdyby tak móc skomponować swoje paletki? | Mary Kay

  Na wstępie tylko zaznaczę, że post nie jest sponsorowany i nikt mi nie dyktuje opinii. Owszem, jestem ambasadorką marki, ale póki co testuję i wyrabiam sobie zdanie o marce. Dziś chcę pokazać Wam nowość, która dostępna jest w sprzedaży od 16.01, a ja mam okazję testować i myślę, że mogę już powiedzieć kilka zdań na ich temat. 
 Jestem testerką idealną! Ilekroć słyszę fenomenalna nowość Mary Kay, to mnie w środku aż korci, by to przetestować i udowodnić, że są na rynku lepsze produkty. W końcu maluję na różnych produktach i nie wszystko mi się sprawdza, nie wszystko lubię, a przede wszystkim nie wyobrażam sobie ograniczyć się do jednej marki :) Za dużo frajdy sprawia mi praca na różnych produktach. 
   Kolorówkę testować lubię najbardziej. Te cienie testowałam kilka dni w różnych kombinacjach. Zaraz Wam wszystko o nich napiszę. 
Kolekcja zawiera 22 cienie o unikatowej formule - 10 matowych i 12 cieni błyszczących, które są bezdrobinowe, a bardziej perłowe. Na zdjęciu powyżej macie je wszystkie. Ja osobiście, gdy je zobaczyłam, to stwierdziłam, że są szare, bure i ponure. Poprzednie ich cienie mnie zupełnie nie uwiodły, ale czemu nie dać szansy nowemu? 
Błyszczących jest więcej. Moje ulubione to śliwka, zieleń i wszystkie jasne. Nakładane palcem tworzą przepiękną taflę na powiece. Dwa z odcieni idealnie nadają się na rozświetlacz (Moonstone i Crystalline). 
Matowych mamy 10. Brak mi w nich ciepłych odcieni, które są tak modne ostatnio. Mimo wszystko bardzo uniwersalnie i bezpiecznie. No właśnie... wydawało mi się, że nudno, ale... przy swatchach postanowiłam je poukładać sobie w mini paletki.Wiecie, takie pewniaki :)
Ta paleta jest dzienna z nutą szaleństwa. To taki pewniak, który będzie pasował większości, szczególnie tym, które zawsze sięgają po brązy i chciałyby używać, ale boją się kolorów. Te tutaj są bezpieczne. Można je nałożyć jako akcent na dolnej powiece. Taka dzienna elegancja z kolorem. Brązy i śliwka, a w szaleństwie też bardzo elegancka zieleń. Kolory to (od lewej): Biscotti, Candlelight, Hazelnut, Mahogany, Sweet Plum i Emerald Noir. Kolory w tym zestawieniu kojarzą mi się z jedną z paletek Smashbox :)
Ta jest taka modna ostatnio. Zgaszone róże i borda. Piękna i bardzo klasyczna. Kolory od lewej to: Rose Gold, Golden Mauve, Espresso, Soft Heather, Dusty Rose i Merlot. 
Kolejna to taka typowo wieczorowa do Smokey. Nie zastanawiasz się, sięgasz, mieszasz, nakładasz i masz :) Kolory od lewej to: Granite, Cashmere Haze, Smoky Quartz, Shadow, Onyx i Starry Night. 
Ostatnia to taka paleta połyskująca. W sumie takie resztki, ale niech Was to nie zwiedzie :) Kolory od lewej to: Rustic, Crystalline, Moss i Moonstone. Tu właśnie znajdują się cienie, które idealnie sprawdzą się jako rozświetlacze. 
Takie minipaletki są idealne na podróż. Zabierasz ze sobą 6 cieni skomponowanych dla siebie samej. Wyciągasz i nie zastanawiasz się co zrobić na oku. Albo wtedy, gdy rano masz 10 minut na makijaż, wyciągasz i wiesz, że makijaż będzie spójny i trwały. Dodatkowo masz pewność, że w swojej skomponowanej palecie będziesz korzystać ze wszystkich cieni, a nie tak jak w przypadku gotowych palet. 
Okej, dość prezentacji :) Czy ja się z nimi polubiłam?
Bardzo! Zaskoczyłam się, bo tak, jak pisałam - nie podobały mi się wizualnie. Wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam się nimi malować. Przetestowałam je ciężko, bo bez bazy, a na przypudrowany korektor. Po pierwsze: są mocno napigmentowane, ale można je budować. Nie robią plam, dziur i pięknie się rozcierają. Kolory nie zlewają się w szarości i nie utleniają się w ciągu dnia. Nie zebrały się w załamaniach, nie zrolowały się, nie porobiły się prześwity.Po prostu szok! Dodatkowo widzę sens tej burej palety kolorystycznej - cokolwiek ze sobą połączycie na oku - będzie to grało. Te cienie zdecydowanie bardziej podobają mi się niż ich ostatnie czwórki, które nie podobają mi się zupełnie. Są takie meh! Ale te? Najbardziej lubię z nich odcienie Merlot, Sweet Plum i Emerald Noir. Przepiękne! 
Na zdjęciu jeden z moich pierwszych makijaży tymi cieniami, czyli wszystko na raz :) Bardzo przyjemnie się z nimi pracuje i mają naprawdę specyficzną formułę. Ona jest taka mokro-sucha. Taka aksamitna, ale jednak pudrowa. Musicie sami to pod palcem obczaić przy okazji. Ta formuła pozwala na aplikację warstwową bez plam. 
Wady? 
  • Cena - 36 zł za cień, ale będą wydajne.
  • W katalogu kolory są bardzo przekłamane - przyciemnione i inne niż w rzeczywistości.
  • Dostaniecie je tylko u konsultantek, ale one powinny mieć pełną paletę kolorów przy sobie na żywo, więc możecie sobie je podotykać i same wybrać, które tak naprawdę chcecie, więc nie wiem czy to taka wada :) Ja osobiście polecam zakupy u Asi, do której kontakt znajdziecie tutaj (klik). 
Dajcie znać, czy któraś z moich propozycji kolorystycznych Wam przypadła do gustu!
Czytaj dalej »

środa, 10 stycznia 2018

Nowości w kufrze | Marc Jacobs Beauty | Moje ulubione kredki

   Wiem, że lubicie oglądać moje nowości, więc dziś chcę Wam pokazać kolejne skarby, które trafią do mojego kufra :) Swoją drogą trzymajcie kciuki za mnie, bo nie wyrabiam z tymi papierowymi formalnościami przy zakładaniu firmy i chodzę ostatnio strasznie zestresowana a tym samym okropnie zołzowata (bardziej niż zwykle).  A co jest najlepsze na odstresowanie? Kosmetyki, więc zapraszam! 
Kosmetyki Marc Jacobs kuszą. O ile z podkładami nie każdy się lubi, to reszta kosmetyków jest naprawdę dobra! Róż z MJB jest moim ulubionym, a w najbliższym czasie planuję kupić sobie też ich podwójny puder do konturowania, bazę kokosową, mgiełkę i dew drops rozświetlające.  
Najpierw kredki. Zacznę od tych, które są dwie pierwsze od góry. Są to Highlinery. Występują w wersji matowej i połyskującej. Nie kłamiąc Was (widziałyście na Instastory) mam tych kredek 6! Dlaczego je tak lubię? Są masełkowate, meganapigmentowane i baaardzo trwałe. Dopóki niezastygną możemy je elegancko rozsmużyć, ale gdy już zastygną, to nic ich nie ruszy. Polecam Wam się przyjrzeć. Tym razem zaopatrzyłam się w O(vert), czyli zgniłą, połyskującą zieleń i Rococoa, która jest przepięknym brązem (już moja druga w tym kolorze). 
Dwie poniżej, to Finelinery. Mają dokładnie te same właściwości, ale są precyzyjniejsze. Wzięłam dwa kolory: Big Eye, czyli białą i Truffled, czyli ciemny, zimny brąz. 
Od góry: Big eye, Truffled, Rococa i O(vert)
Następnie błyszczyki Enamored. Dwa przepiękne kolory. Pierwszy to bezdrobinkowy Raspberry beret, czyli zimny, jagodowy fiolet. Drugi natomiast to Uproar i to jest sztos! Piękna półtransparentna brzoskwinia mieniąca się na złoto, brzoskwiniowo, ale też z domieszką drobinek niebiesko-fioletowo-różowych. Wyjątkowy! Warto dodać, że te drobiny są niewyczuwalne na ustach. Jak to błyszczyki, lepią się, ale ich konsystencja jest na tyle komfortowa, że nie wylewają się po za usta. 
Od góry: Raspberry beret i Uproar.
Ostatnie to pomadki, czyli to, co lubię najbardziej! Powiem Wam tak... ta formuła jest bardzo wyjątkowa. Nałożyłam jedną z nich w Sephora do pracy o 14 i gadałam jak najęta do 19. Piłam herbatę. Pomadka wyglądała na nienaruszoną. Nawet po obiedzie o 21 jeszcze się trzymała. Zjada się równo od środka. Nie czułam dyskomfortu czy wysuszenia.
Opakowania są niezwykle eleganckie. Zamykane na magnes. Jeżeli chodzi o konsystencję i wykończenie, to suną po ustach niczym masło. Już po jednej warstwie zostawia bardzo mocny pigment. Wykończenie jest matowo-satynowe. Nie jest to kredowy mat, jak w przypadku retro matte z MAC, ale bardzo komfortowy i trwały. Moje cztery kolory to:
J'Adore, czyli brąz, Amazing, czyli przepiękna czerwień, Core Cora, czyli koralowa czerwień, bardzo lekka i wiosenna, a także kultowy kolor, czyli Kiss Kiss Bang Bang - piękny, zgaszony, brudny róż. Ze swojej strony polecam Wam jeszcze przyjrzeć się kolorom: Slowburn, Oh Miley, Willful i Boy Gorgeous. Cudowne!
Od góry: J'Adore, Kiss Kiss Bang Bang, Core Cora, Amazing
Lubicie nowości?
Znacie Marc Jacobs Beauty?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Nowości w kufrze | Becca Cosmetics | Królestwo rozświetlaczy

   Dziś pogadamy o tym, co lubię najbardziej, czyli paletach rozświetlaczy. Wiecie, że jestem Sroką i nic co błyszczące nie jest mi obce :) Kto nie skusił się choć raz na coś błyszczącego do makijażu, niech pierwszy sypnie brokatem. Okej. Żarty żartami, ale naprawdę najchętniej kupuję rozświetlacze i cienie duochromowe. One często po prostu robią cały makijaż! Ja chciałam Wam pokazać dziś trzy palety od Becca.
Słowem wytłumaczenia, o ile da się to wytłumaczyć :)
Na te palety skusiłam się dość spontanicznie (jasssne). Pracując końcem roku w Sephora miałam okazję potestować różne rzeczy, więc pierwszą paletką, którą wiedziałam, że muszę mieć była BeccaxChrissy, którą widziałam już w lipcu u Maxineczki. Ustaliłam jednak, że chciałabym mieć jeszcze jedną, więc wybierając pomiędzy obiema paletami limitowanymi Apres Ski Glow - skusiłam się na paletę do twarzy. I w sumie wszystko byłby pięknie i ładnie, a ja super-zadowolona, gdyby nie to, że na Instagramie zauważyłam piękno tej palety do oczu. Przepadłam! Jeszcze jak zobaczyłam, że ze 185 zł jest obniżona do 92 zł, to wysłałam koleżankę w Katowicach, by mi ją kupiła i wysłała. No istne szaleństwo! Wiem :D No to po kolei!

Becca x Chrissy Teigen Glow Face Palette
Przepiękne opakowanie z imitacji różowo złotego marmuru ze złotym obramowaniem. Góra oblepiona jest folią i póki mogę, tak będę ją przechowywać, bo podobno lubią się do niej lepić inne kosmetyki.
Środek jest złoty, paleta wygląda elegancko. Znajdziemy w niej cztery produkty do twarzy: dwa rozświetlacze (Rose gold i Beach Nectar), róż (Hibiscus Bloom) i bronzer (Malibu Solei). Na górnym wieczku znajdziemy duże lusterko za co duży plus.
Jest piękna. Praca z nią jest bardzo przyjemna. Z różem trzeba być ostrożnym, bo jest bardzo mocno napigentowany. Bronzer pięknie ociepla i konturuje buzię. Konsystencja jest masełkowata. Kosztowała 199 zł, kupiłam ją jednak w promocji -25%, więc się opłacało :) 

Apres Ski Glow Face Palette
Oszroniona tafla szkła błękitnego. Przepiękna! W środku sześć produktów.
Od pierwszego rzędu po kolei mamy: Rose Quartz (rozświetlacz), Icicle (rozświetlacz), Winter Berry (róż). A na dole: Blushed Copper (róż), Opal (rozświetlacz), Bronzed Bondi (bronzer).
Po za bronzerem, który wychodzi trochę rudo (zawsze można używać jako cień), wszystkie produkty są piękne! Najbardziej cieszy mnie róż i rozświetlacz Opal, który w miniaturze powoli denkuję. Paleta kosztowała 219 zł, ja kupiłam ją w promocji -25%, a po Nowym Roku kosztowała 109 zł, więc szał! 

I ostatnia, którą lubię bardziej niż poprzednią! Apres Ski Glow Collection, Eye Lights Palette. Okrągła, elegancka. Złota tafla oszroniona brzegiem. Po prostu wygląd tych palet jest idealny!
W środku zawiera 7 kolorów w 2 rodzajach wykończenia: satynowowo-matowym i błyszczącym. Kolory to (od góry, rzędami): Rose Quartz, Moonstone, Hot Cocoa, Pearl (środek), Opal, Toasted Marshmallow oraz Topaz. 
Tu widzicie przypadkowe kolory i ich pigmmentację. Paleta ta jest idealna nie tylko do oka, ale też do twarzy. Wykończenia są naprawdę piękne. Jest to co prawda baaaardzo bazowa paleta, ale uważam, że takich palet nie posiada się zbyt wiele. Rozświetlacze robią połowę pracy na oczach i twarzy. Sięgam po nią najczęściej, bez ściemy! Kosztowała 185 zł, ale stacjonarnie można ją jeszcze pewnie gdzieś dorwać za około 92 zł. 

Wady?
W całej tej piękności, niemiłosiernie się palcują. Wszystko na tych taflach widać! To może być uciążliwe. 
Znacie Beccę? 
Kochacie czy nie lubicie?
Ja zdecydowanie przepadłam!
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 B L O N D L O V E , Blogger