wtorek, 28 marca 2017

Bielenda | Perły pod mój makijaż dzienny

Cześć,
mam dziś dla Was krótką recenzję baz z marki Bielenda, które świetnie sprawdzają się u mnie pod makijażem dziennym. Mam je od poprzedniej promocji w Rossmannie i zdążyłam sobie wyrobić na ich temat zdanie. Myślę, że może Was to zainteresować, bo w kwietniu Ross znów szykuje -49% na makijaż i być może będziecie na nie zerkać:) 
LUMIERE BASE, Baza rozświetlająca
Wygląda jakby ktoś zamknął w opakowaniu prawdziwe jasne perły. Przepięknie pachnie - perfumowo, ale zapach ten nie jest wyczuwalny w ciągu dnia, a jedynie podczas aplikacji.

Jak możecie zauważyć baza jest mieszanką perły i żelu, które po roztarciu się od siebie oddzielają. Są widoczne płatki perłowe, które się błyskawicznie rozcierają i pozostawiają skórę gładką i rozświetloną. Efekt ten nie przebija przez podkład.
PEARL BASE, Baza wyrównująca
Ta baza perełki ma w kolorze różowo-brzoskwiniowym. Wygląda również przepięknie. Pachnie bardzo podobnie jak jej siostra.
Ta baza jest już zdecydowanie bardziej jednolita w konsystencji, ale ma w sobie bardzo drobne drobinki, które widać tylko wprawnym okiem, które wie, że one tam są. Czy wyrównuje? Szczerze powiedziawszy to cera jest promienniejsza i zdecydowanie ładniejsza, ale na efekt "wow" bym nie liczyła. Jedynie te drobinki odbijają światło tak, by cera wydawała się... ale nie jest :) 
Dlaczego zatem je lubię?
Po pierwsze, są przepiękne i pięknie wyglądają. Tak, jestem sroką. Jednak nie tylko o wygląd tu chodzi. Bazy pięknie nawilżają i wygładzają cerę. Zdecydowanie przygotowują cerę pod makijaż. Skuteczniejsza jest ta różowa i to po nią chętniej sięgam, ale lubię je obie. Świetnie sprawdzają się pod makijażem dziennym, gdyż są lekkie i nie zapychają. Pozostawiają lekko lepiący film, który trzyma na sobie podkład. Cera pod makijażem jest wypielęgnowana i dzięki temu podkład na niej się ładnie trzyma przez dłuższy czas. Nie jest to baza, która ekstremalnie wydłuża trwałość makijażu dlatego nie polecam jej na wyjścia, kiedy makijaż musi być nienaganny przez bardzo długi czas, ale na dzień jest jak znalazł. Zdradzę Wam jeszcze, że czasem zamiast makijażu, gdy mam cerę w dobrym stanie nakładam jedną z nich i śmigam cały dzień :)
Cena: około 30 zł bez promocji.

Znacie je? 
Jakie macie o nich zdanie?
Czytaj dalej »

piątek, 24 marca 2017

Podbieram mojej córce i się tego nie wstydzę! | Kosmetyki dla dzieci, które świetnie dają radę w mojej pielęgnacji

Cześć, 
jakaś jestem ostatnio zupełnie niezorganizowana. Wiosno, przychodź już, bo dłużej nie wytrzymam! Dopada mnie jakieś przesilenie i jakoś sił i motywacji brak. Znacie to? A może znacie skuteczne sposoby na tę przypadłość okrutną? Podzielcie się:) Mam dziś dla Was trzy kosmetyki, które chętnie podbieram mojej córce i świetnie się u mnie sprawdzają. 
I wszystko jasne! Otóż puder znacie wszyscy, bo już o nim pisałam - ratuje moje włosy, gdy muszę pilnie wyjść, moje włosy nie wyglądają najlepiej, a suchy szampon się skończył :) Polecam!:) Kolejna rzecz to krem - używamy tego z Nivea Baby. Jest leciutki, bardzo gładko się rozprowadza i szybciutko wchłania. Nakładam go wieczorem często na szybciocha i skóra rano jest nie tylko miękka, ale też gładka i do tego nie wyczuwam żadnego pozostawionego na cerze filmu. Często też szybko przecieram nim dłonie, gdy mam uczucie spięcia. Jako ciekawostkę powiem Wam, że bardzo chętnie używa go też Mój Tato - a jak facet coś lubi to wiecie :D Ostatni kosmetyk to oliwka. Pomysł ten zwinęłam od Kosmetycznej Hedonistki. Na mokrą jeszcze skórę po kąpieli wcieram oliwkę, chwilę czekam i wycieram delikatnie ręcznikiem. Tym sposobem skóra jest miękka, nawilżona i nie zostawiam wszędzie tłustych śladów. Polecam spróbować:) 

Z innych kosmetyków polecam emulsje do kąpieli typu Oilatum. Jeżeli macie wannę (ja nie mam...) to warto czasem zrobić sobie taką kąpiel. Na pewno zauważycie efekty takiej kąpieli od razu. Ja widzę to po swoich dłoniach, które po kąpieli Hani są zdecydowanie ładniejsze i bardziej nawilżone. 
Pełno było wpisów o podbieraniu kosmetyków mężowi czy chłopakowi, ale postanowiłam na razie podzielić się kradzieżami od córki:) 
A Wy? 
Podbieracie coś swoim dzieciom?
A z ciekawości, co - oprócz maszynki - podbieracie swoim facetom?
Czytaj dalej »

wtorek, 21 marca 2017

Synchrovit C | Rozpromień się!

Cześć,
dziś mam dla Was drugą recenzję. Tym razem będzie to skoncentrowane serum liposomowe: witamina C 10% + sód + cynk. Zdecydowałam się właśnie na ten produkt, bo ostatnio, gdy chodziłam bez makijażu część rodziny zawsze pytała czy wszystko ze mną w porządku. Niedospane przy dziecku noce i zima odbiły się na mojej cerze, która stała się ziemista, szara i dodatkowo uwydatniła moje sińce pod oczami, które nigdy nie były aż tak widoczne. Już dawno chciałam spróbować jakiegoś fajnego serum z Witaminą C i akurat nadarzyła się okazja. Czy Synchrowit C mi pomógł?
Otrzymałam 3 opakowania, czyli kurację miesięczną. Ja powiem Wam jakie rezultaty uzyskałam już po 12 dniach, bo na tyle starczyła mi jedna buteleczka. W środku znajduje się buteleczka z preparatem do zrobienia DIY i aplikator. 
A teraz Wam napiszę jak to zrobić:
Synchrovit C serum- serum z 10 % zawartością witaminy C w liposomach. Nie jest to produkt gotowy, należy go samodzielnie przyrządzić. A jak? W buteleczce znajduje się serum, które przenosi składniki aktywne. W zakrętce jest proszek z witaminą C. Przekręcamy zakrętkę, aż do momentu przerwania zabezpieczenia ( w międzyczasie otworzy się w środku klapka-zawór w witaminą C). Proszę nie odkręcać zakrętki, tylko popukać kciukiem w górą cześć zakrętki, tak aby proszek z witaminą C spadł na dół. Teraz porządnie mieszamy i wytrząsamy. Zakładamy nakrętkę aplikacyjną i ....voila! Produkt jest gotowy do użycia i witamina C jest stabilna 10-12 dni od sporządzenia :) Przetrzymujemy w ciemnym, chłodnym miejscu. Proponowałabym nakładać na noc.

Tak też zrobiłam, codziennie przez 12 dni nakładałam na twarz na noc.
Pewnie się zastanawiacie, po co w ogóle to się miesza, wytrząsa i puka? Dlatego, żeby produkt zachował swoje właściwości. Witamina C jest bardzo wartościowym i wszechstronnym składnikiem, ale i bardzo delikatnym. Jak wymieszamy samodzielnie składniki i są małe fiolki, mamy pewność że nie utraci swoich właściwości pod wpływem np.: światła, ciepła czy też powietrza i w 100 % skorzystamy z jej dobroczynnych właściwości :) Serum zużywamy w ciągu 10-12 dni od otwarcia.
Konsystencja lekka, przyjemna w aplikacji, szybko się wchłania. Serum zresztą jest naprawdę bardzo wydajne. Oprócz powyższych informacji dostałam też instrukcję jak go nakładać. Otóż:
Nakładamy partiami na twarz, czyli najpierw czoło i wmasowujemy do wchłonięcia i dopiero kolejne partie - w ten sposób unikniemy efektu "klejenia". Podczas nakładania możliwe jest uczucie delikatnego szczypania, mrowienia co nie powinno niepokoić. Skóra może się też delikatnie złuszczać (kwas askorbinowy) co też będzie normalną reakcją (nie u każdego efekt ten występuje).

Faktycznie, niewmasowany dokładnie produkt lubi się kleić, ale nie ściąga twarzy i zupełnie nie przeszkadza. Szczypanie odczułam, ale tylko po peelingu twarzy. Skóra mi się nie złuszczała. Co jednak zaobserwowałam?
Cera stała się zdecydowanie bardziej zdrowa, wypoczęta, promienna, jednolitsza i jaśniejsza. Stała się miększa i bardziej jędrna. Zauważyła to od razu moja Siostra, gdy zapytałam ją po skończeniu pierwszej partii kuracji. Dla wzmocnienia efektu zaleca się nakładanie kremu z tej samej linii. Rano cieniutka warstwa była jeszcze wyczuwalna podczas przemywania twarzy, ale nie było to uciążliwe. Zauważyłam jednak, że rano miałam rozszerzone pory na twarzy. Mnie nie zapchało, ale warto mieć na to uwagę. 
Cena: około 25-40 zł w zależności od apteki
Dostępność: Apteki stacjonarne i internetowe.

Ja polecam!
Po zimie taka kuracja jest naprawdę pomocna, 
a wielu uważa ją za Must Have!
Czytaj dalej »

wtorek, 14 marca 2017

Synchroline | Aknicare gentle cleansing gel | Żel do mycia twarzy

Cześć,
mam dla Was recenzję jednego z produktów, które dostałam w ramach współpracy z marką Synchroline. To już drugi raz, gdy mogę testować ich produkty, więc jest mi tym bardziej miło! Poprzednie recenzje znajdziecie tutaj i tutaj. Wtedy te produkty się u mnie naprawdę sprawdziły a krem uelastyczniający wspominam dobrze do dziś. Jednym z produktów, które tym razem wybrałam jest właśnie żel do cery tłustej i trądzikowej, który świetnie sprawdzi się dla cery wrażliwej i odwodnionej. 
Najpierw o mnie. Ostatnio moja cera znów zaczęła się przetłuszczać w strefie T i z miesiąca na miesiąc podczas "tych dni" przybywało mi sporo niedoskonałości. Twarz myję codziennie wieczorem podczas prysznica, zmywając przy tym dokładnie cały makijaż, prócz oczu, które myję płynem micelarnym. Podczas prysznica przemywam je tylko resztką żelu który pozostał mi na dłoniach i szybko spłukuję. Często czynność powtarzam, aby mieć pewność, że cały podkład jest z twarzy już usunięty, a skóra dokładnie oczyszczona.
Producent o produkcie:
AKNICARE gentle cleansing gel przeznaczony jest do pielęgnacji skóry tłustej, wrażliwej, podrażnionej i miejscowo przesuszonej ze słabo lub średnio nasilonym trądzikiem zapalnym. Roztwór delikatnie oczyszcza skórę trądzikową, działa przeciwbakteryjnie, przeciwzapalnie oraz łagodzi podrażnienia skóry. AKNICARE gentle cleansing gel kontroluje i łagodzi objawy trądziku nawilżając skórę trądzikową.
Sposób użycia:
Nakładać na skórę delikatnie masując; nadmiar produkty można usunąć wacikiem lub spłukać wodą.
Konsystencja, zapach, aplikacja. Żel ma postać bardzo uwodnioną. Jest lekki, ale nie jest bardzo lejący. Jest to plus, bo łatwo się go nakłada na twarz, myje i błyskawicznie spłukuje. Często żele pozostawiają wyczuwalny na skórze film - tutaj nic takiego nie odczułam. Zapach bardzo apteczny, ale nie przeszkadzający. W działaniu jest bardzo delikatny - nie szczypie i nie drażni. Nie pieni się - nie zawiera agresywnych substancji myjących, a z pomocą ciepłej wody zmywa makijaż:) 
Działanie. Używam go już prawie miesiąc i zużyłam jedynie połowę opakowania, więc jest niesamowicie wydajny. Skóra widzę, że jest znacznie uspokojona. Wieczorem po umyciu twarzy, jest ona miękka i miła w dotyku, nie jest ściągnięta. Mam wrażenie jakby była nawilżona. Nie sądzę, aby mniej się przetłuszczała (może trochę), ale z pewnością w tym miesiącu pojawiło mi się o wiele mniej niespodzianek, a już istniejące nie rozprzestrzeniały się i nie zaogniały. Będę stosować dalej, ale póki co myślę, że warto Wam go polecić do przetestowania jeżeli macie skórę wrażliwą, skłonną do wyprysków i delikatnie odwodnioną. Ja jestem z niego zadowolona. Co ciekawe - nie lubiłam rano myć twarzy żelami a jedynie płynem micelarnym, bo często były one ciężkie, a teraz chętnie sięgam po właśnie ten, bo wiem, że skóra będzie odświeżona i nie obciążona. 

Minusy: dostępność, bo w drogeriach tej marki nie spotkałam i zapewne cena, bo najtańszy ten żel nie jest. 

Cena: około 35-40 zł za 200 ml w aptekach internetowych, w stacjonarnych nie sprawdzałam. 

Ogólnie stan mojej cery się polepszył, ale co jeszcze na nią wpłynęło napiszę Wam w kolejnym poście. :) 

Miłego!
Czytaj dalej »

czwartek, 9 marca 2017

Daily look | Makijaż dzienny powiększający oko | Wątpliwej jakości, ale jest tutorial! :)

Cześć,
pogoda jest dziś tak zniechęcająca, że na przekór chcę zrobić coś pożytecznego i mam dla Was szybki tutorial. Postaram się go dokładnie opisać, bo nie potrafię robić zdjęć przy takiej szarej i pochmurnej pogodzie. Umówmy się, że zdjęcia mają być dziś tylko poglądowe:) Nie przedłużam zbytnio i zapraszam dalej :) 

Na oko nakładam cienką warstwę korektora, którą następnie pudruję. Po tym nakładam cienką warstwę bazy pod cienie z the Balm. Od razu nakładam cielisty cień na całą powiekę i aż po sam łuk brwiowy.
Linię rzęs na górnej powiece zaznaczam czarną kredką na 2/3 jej długości. Rozcieram dokładnie.
Sięgam po brązowy cień i zaznaczam zewnętrzny kącik w formie położonego V. Rozcieram.
Czarną kredkę poprawiam delikatnie ciemnobrązowym cieniem i rozcieram, aby była jak najbardziej rozmyta.
Dokładam ciemniejszych brązów w zewnętrznym kąciku i rozcieram. Koncentruję najmocniejszy pigment w samym zewnętrznym kąciku.
Pamiętam, aby rozcierać też cień delikatnie nad załamaniem powieki. To pozwoli na powiększenie naszego oka i dodatkowe jego otworzenie.
Dolną powiekę zaznaczam w samym zewnętrznym kąciku czarną kredką. Rozcieram ją, a następnie aplikuję na nią ciemnobrązowy cień i delikatnie rozcieram. Dodaję cielistego cienia na resztę powieki dolnej i dokładam tez trochę na górną.
Tuszuję rzęsy, podkreślam brwi i gotowe:) 
Na resztę twarzy nałożyłam podkład Bourjois 123, korektor pod oczy L'Oreal True Match, puder transparentny My Secret, bronzer Nubian Desert Kobo i róż Legend Berry Catrice.
Na ustach w pierwszej wersji mam Kobo Matte Lips w odcieniu 420 (Innocent Nude) pomieszaną z Golden Rose Matte Crayon Lipstick w odcieniu 18.
Natomiast w drugiej wersji (chyba bardziej dziewczęcej) zamieniłam poprzedni zestaw na MAC w odcieniu Angel. Generalnie makijaż oka jest na tyle uniwersalny, że kolor ust możemy zmieniać co godzinę i w zależności od okazji - od bordo, po róże, fuksje, czerwienie i wszelkie nudziaki - co kto lubi. 

Mam nadzieję, że tutorial jest w miarę zrozumiały!
Dajcie znać co myślicie i czy w ogóle lubicie takie posty :)
Czytaj dalej »

wtorek, 7 marca 2017

Kolejne rozczarowanie | Rimmel | Fresher Skin

Cześć,
dziś na tapecie kolejny gagatek podkładowy. Nie wiem, czy to ja mam pecha, czy za dużo wymagam czy może producenci nie mają pojęcia o jasnej cerze słowianek, ale zdecydowanie ostatnio trafiam na same ciemniaki. Ten kupiłam skuszona ceną (ok. 30 zł w Rossmann w promocji) i dodatkowo jest to nowość, więc sami rozumiecie... Musiałam! Czy to był dobry wybór? Zapraszam dalej!
Podkład ma pojemność 25 ml i zamknięty jest w szklanym słoiczku. Wygląda bardzo ładnie i dość nietypowo. Wybrałam odcień najjaśniejszy - Ivory. Jak widzicie podkład zabezpieczony jest naklejką, która przy pierwszym otwarciu się rozrywa - dobre rozwiązanie, które pozwala kupić produkt jak ja to mówię - nietyckany. 
W środku jest jeszcze jedno zabezpieczenie, ale nie jestem przekonana czy jest to fajne. Nie za bardzo jest gdzie odłożyć to wieczko oblepione podkładem, ale z drugiej strony można na przykład z niego brać produkt i aplikować na twarz, a później go umyć zdezynfekować i nałożyć z powrotem. 
Podkład ma konsystencję żelowo-kremową. Jest ona bardzo przyjemna, puszysta i wydawać by się mogło, że jest idealna na okres wiosenny, kiedy szukamy czegoś lżejszego niż zimą. Jego nakładanie jest uczuciem odświeżającym. Aplikuje się leciutko i nie ma się wrażenia maskowania. Krycie ma bardzo średnie w stronę lekkiego. Nieumiejętnie nałożony zostawia smugi, więc trzeba go dokładnie wklepać. 
Sprawia wrażenie dość jasnego, ale niech Was to nie zmyli. Patrzcie:
Tak wygląda zaraz po nałożeniu  (na środku) obok: Pierre Rene SB (Champagne) po lewej i Revlon CS 150 (Buff) po prawej. 
A tak po czasie, gdy zastyga... Wnioski wysnujcie sami:) Na starcie już jest ciemniejszy od innych, a jeszcze ciemnieje. Na twarzy wygląda tak:
Lewa strona z podkładem, a prawa bez. Mam nadzieję, że widzicie różnicę... szczególnie przy szyi. Krycie jest bardzo średnie raczej służy wyrównaniu kolorytu, ale wykończenie jak nałoży się go palcami i wklepie - dość naturalne. Nie jest matowe, ale bardziej satynowo-rozświetlające. 
Jeszcze muszę wspomnieć o jednej wadzie, która wynika z zalety... Otóż, opakowanie łądne, ale zupełnie niepraktyczne i niehigieniczne. Wkładanie palców codziennie do środka to wtłaczanie do środka kolejnych bakterii. Jedynie dobrze oczyszczone ręce (żel antybakteryjny) albo wyciąganie go szpatułką może zażegnać problem, ale chyba z tym za dużo zabawy.
Podsumowując... zostawię go, ale na okres bliżej lata, kiedy odcień będzie mi bardziej pasować i mam nadzieję, że wtedy się sprawdzi, ale żeby kusić się na kolejne opakowanie, to raczej nie... Zdecydowanie odradzam go osobom o jasnej karnacji i większych problemach skórnych.

Znacie?
Jaki podkład Wy polecacie?
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 B L O N D L O V E , Blogger