poniedziałek, 30 października 2017

Tanie, a dobre | Kolekcja rozświetlaczy z My Secret

   Kocham rozświetlacze i myślę, że jestem w zdecydowanej większości, dlatego gdy pojawia się coś fajnego i godnego uwagi, to chętnie się na to kuszę. Jeżeli chodzi o markę My secret to nie trzeba chyba wiele mówić. To jedna z tych marek (zaraz obok KOBO), która w ostatnim czasie zrobiła ogromny progres w jakości swoich kosmetyków. Ich matowe i foliowe cienie, wypiekany bronzer i kultowy rozświetlacz to naprawdę kosmetyki, które nie wstydziłyby się stać na tej samej półce co ich drogie koleżanki. Nie ma się co temu dziwić, skoro do ich produkcji przykłada swoją rękę sam Mistrz Daniel Sobieśniewski. Mam dla Was dziś przegląd rozświetlaczy, więc nie przedłużajmy :D

1 - Princess Dream 
To ten gagatek, który znajduje się w kosmetyczkach kobiet mało malujących się i w kufrach największych wizażystów w Polsce, a podejrzewam, że nie tylko :) Piękny szampański odcień, bez drobin, pasujący wielu typom urody, idealnie rozświetlający wewnętrzny kącik, powalający w pigmentacji, w konsystencji mięciutki... Po prostu cudowna tafla na policzku. Często wyłapuję go u innych i wygląda jak produkt 10x droższy od niego. Uwielbiam i nie wyobrażam sobie bez niego mojego kufra.

2 - Sparkling Beige
Odcień zdecydowanie chłodniejszy niż poprzedni. Ma delikatnie beżowo-różowe tony. Jest też dużo bardziej zbity. Nie ma w sobie drobin. Daje taflę, jest elegancki i subtelnie nałożony daje bardzo ładny efekt. Nie kocham go tak jak poprzedni, ale mimo wszystko uważam, że warto go mieć :) 

3 - Disco Ball
Petarda! Jego nazwa jest adekwatna do jego efektu! Jest bardziej zbity niż princess dream, ale nakłada się bardzo dobrze. Pod palcem wydaje się jakby były drobiny, ale ich nie uraczycie. Odcień neutralny, ale szczerze powiedziawszy uważam, że jest po prostu mocniejszą wersją Sparkling Beige. Odcienie różnią się od siebie naprawdę minimalnie, ale gdybym miała wybierać to ładniejszy jest ten Disco Ball. 

Porównanie trzech obok siebie:

I swatche:
Od prawej: Princess Dream, Sparkling Beige, Disco Ball, Mix całej trójki
Od góry: Princess Dream, Sparkling Beige, Disco Ball
Ich cena to około 16-18 zł każdy, a w promocji o wiele mniej. Dostępne w Drogeriach Natura. Polecam się im przyjrzeć jeżeli ich nie znacie :)))
Ja zdecydowanie miłością niezłomną kocham ten pierwszy, ale coś czuję, że po ten ostatni też będę sięgać często! 
Czytaj dalej »

sobota, 21 października 2017

Kilka moich sposobów na trwały makijaż twarzy

   Wiele z Was często pisze i mówi, że ma problem z wycieraniem się podkładu, przesuwaniem, szybkim wyświecaniem i jeszcze z wieloma innymi rzeczami. Przygotowałam dla Was dziś kilka moich sposobów na trwały makijaż. Możecie je wykorzystać zarówno podczas makijażu dziennego jak i na większe wyjścia. Zrobię to prosto, bo w punktach, więc chyba każdy szybko się połapie :))))
  1. Kochani, nikogo nie zdziwi, że podstawą trwałego i ładnego makijażu jest dobra pielęgnacja. O niej pisałam już tutaj. Poznaj swoją cerę i o nią zadbaj nie tylko przed makijażem, ale każdego dnia rano i wieczorem - zobaczysz, efekty będą cudne!
  2. Nałóż przed makijażem krem i pozwól mu się wchłonąć. To ważne, aby nie zostawiał żadnego tłustego filmu na skórze i był lekki. 
  3. Dobra baza - używam jej tylko na większe wyjścia, ale dobieram dwie: matującą na strefę T i nawilżającą na resztę twarzy. W makijażu dziennym pomijam ten krok, bo zadbana cera jest wystarczającą bazą :) 
  4. Podkład - dobierz do swoich potrzeb. Na dzień raczej stosuję lekkie podkłady, które nie są zastygające i nie mają 100% krycia. Nie ma sensu cery codziennie zatykać, ona musi oddychać. Co innego na imprezy, gdy działa na makijaż o wiele więcej czynników. Wtedy powinniśmy postawić na coś pewniejszego, trwalszego.
  5. Korektor pod oczy. Nie nakładaj podkładu na tę delikatną strefę :)
  6. Utwalenie pudrem - nie wystarczy twarzy omieść pudrem. Tu, gdzie cera wydziela najwięcej sebum (mam na myśli strefę T) najlepiej go wcisnąć za pomocą gąbki, puszku lub pędzla, a resztę twarzy można omieść, ale uwaga - tak, aby po dotknięciu twarzy cera się nie lepiła. Nadmiar pudru ściągamy puszystym pędzlem.
  7. Zafiksuj :) Na dzień robię to zwykłą mgiełką (nawet tą różaną z Evree), ale ostatnio na wesele miałam fikser z Lirene. Chodzi o to, aby wszystkie warstwy się połączyły. Dodatkowo, gdy mamy wrażenie, że jesteśmy za bardzo pudrowe to taka mgiełka nawilżająca zniweluje ten efekt :) 
  8. Nie dotykaj twarzy :) chyba nie trzeba wyjaśnienia :))) 
Te sposoby pozwoliły mi ostatnio na trwałość makijażu w wymiarze 22 h, bo musiałam go już zmyć. :) Malowałam się o 6 rano, a gdy o 4 nad ranem patrzyłam w lustro, to gdybym dodała pudru w strefę T, mogłabym balować dalej :))) Dodatkowo napiszę Wam, że nie należę do osób, które podczas imprezy chodzą do łazienki się poprawiać. W torebce mam jedynie pomadkę i perfumy. Pudru to ja nie mam nigdy, o lusterku nie wspomnę, a żeby iść do łazienki popatrzeć jak wyglądam nie mam zwyczaju:) Nie wycieram też twarzy i jej nie dotykam, a gdy wychodzi mi na twarzy pot to czekam, gdy zniknie :) Ot co! 

Wybaczcie, że nie mam lepszych zdjęć niż te z telefonu, ale pokażę Wam mniej więcej :) Tu mój makijaż bez poprawek po 7 h :) 
A tu po 16 h :) I tu już widać, że końcówka nosa się delikatnie starła, bo się lekko świeci i nie wytrzymałam z pozostałością po nieprzyjacielu na brodzie, ale resztą byłam zachwycona :) 

Jeżeli macie swoje triki na trwały makijaż, to się podzielcie w komentarzach!
Celowo nie podawałam konkretnych produktów, bo to naprawdę zależy od typu cery i wymagań :) 
Czytaj dalej »

poniedziałek, 16 października 2017

Biała maska na zaskórniki | Czy działa?

   Wyobraźcie sobie, że ta maska to już u mnie leży od czerwca i dopiero teraz doczekała się swoich 5 minut na blogu i około 30 minut na mojej twarzy! Dostałam ją od Kingi i Pawła, którzy myśleli o mnie podczas swojej podróży poślubnej dookoła Świata. To są szaleni ludzie, dlatego tym bardziej mi miło, bo to to nie jest jedyna maska, którą dostałam! Takie wsparcie od innych jest nieocenione! 
   W sobotę byłam na weselu i w makijażu paradowałam dokładnie 22 h. Jeżeli chcecie, to zdradzę Wam w którymś poście co przetrwało na mojej twarzy od 6 rano do 4 nad ranem z jedynie delikatnie świecącym się czołem. Sama byłam zdziwiona tą magią! Nie ulega jednak wątpliwości, że po takim dniu, cera potrzebowała dogłębnego oczyszczenia, a to najlepszy czas na testy!
Maska jak widzicie, jest naprawdę niewielkich rozmiarów. Pochodzi z Azji, ale może Kinga w komentarzu napisze skąd dokładnie (jeśli jeszcze pamięta). Ma napisy po angielsku, ale tak naprawdę to one są w 100% zbędne, bo wszystko jest na niej jaśniutko wyrysowane. Te azjatyckie obrazki są tak urocze, że nawet wągry wyglądają na nich 'zabawnie'. 
Instrukcja również jest prosta. Jeżeli nie widać dokładnie to najpierw:
1. robimy parówkę. Ja zaparzyłam rumianek na dnie dużego garnka, tak aby włożyć głowę i aby para otuliła moją twarz.
2. osuszamy i nakładamy maskę... I tu pojawił się problem, bo maski jest na tyle 'dużo', że starczyło mi tylko na czoło i nos :D Nie ma szans, abym pokryła całą twarz tą zawrotną ilością.
3. Czekamy, aż zaschnie i odrywamy. U mnie maska schła około 30 minut. 
4. Twarz jest oczyszczona, gładka i promienna :)
Konsystencja jest dokładnie taka jak popularnej czarnej maski, ale zdecydowanie ładniej i delikatniej pachnie. Nie jest też tak agresywna przy odrywaniu, ale...
Maska na twarzy zastyga i po chwili zaczynają przebijać czarne kropeczki, ale nie wierzyłam, że je wyciągnie. Po oderwaniu wygląda jak wyżej. Bliżej (jeżeli jesteś bardzo wrażliwa lub wrażliwy, to nie patrz teraz) wygląda tak: 
Ona naprawdę wyciąga. Bez ściemy! :D Sama jestem zaskoczona. Nie jest to 100% oczyszczenie, ale jestem pod wrażeniem. Te azjatki to chyba jednak wiedzą co robią. Nie znalazłam jej niestety nigdzie do kupienia, ale znalazłam informację, że ona chyba pochodzi z Tajlandii. 
Znacie jakiś odpowiednik takiej maski peel off?
Tylko nie czarna, bo to czarny klej do tapet :D 
Czytaj dalej »

piątek, 13 października 2017

Satynowe dłonie w trzech krokach | Mary Kay | Hit czy kit?

   Jeżeli czytacie mnie regularnie albo od jakiegoś czasu, to wiecie, że zdecydowanie największym moim mankamentem są dłonie. O ile z paznokciami sobie radzę (czytaj chodzę do zaufanej Manicurzystki) to ze skórą na dłoniach, gdy tylko spadną temperatury mam cyrki. Sucha, pękająca, spierzchnięta... no naprawdę niezły bałagan. Mamy to jednak chyba rodzinne, bo zarówno Mama jak i moja Siostra też borykają się z tym problemem. 
   W tym roku jednak zaplanowałam to inaczej i wiem, że będzie lepiej! W moje ręce wpadł zestaw 'Satynowe Dłonie' o zapachu białej herbaty i cytrusów. Trzy proste kroki do pięknych dłoni:
Krok pierwszy - ochronny krem zmiękczający:
Gęste mazidło, które rozprowadzamy na dłoniach. Zarówno możemy to zrobić na mokrych jak i suchych dłoniach. Ja preferuję tę pierwszą opcję. Ten krok jest bezzapachowy.

Krok drugi - Peeling Wygładzający z Masłem Shea:
Wygodna popmka jest bardzo praktyczna, gdy mamy już obtłuszczone ręce po kroku pierwszym. Jedna pompka wystarczy, aby dokładnie wymasować dłonie. Następnie spłukujemy pod ciepłą wodą i osuszamy dokładnie ręce. Zapach jest piękny. Jak ktoś lubi herbatę, to na pewno będzie zadowolony. 

Krok trzeci - Odżywczy Krem do Rąk z Masłem Shea:
Nawilżamy dokładnie i wmasujemy w skórę. Wystarczy naprawdę nie wiele użyć, aby dłonie były dokładnie otulone kremem. Po tym kroku dłonie dosłownie chwilkę pozostają lepkie aż do wchłonięcia. Zależne jest to od ilości jakiej użyliśmy. 

Konsystencje:
Od góry mamy je tak jak idą kroki. Pierwszy produkt jest bardzo gęsty jak bardzo bogata maść, drugi lejący, ale pełen drobinek, a trzeci to typowy krem. 

Moja opinia:
Będę polegać na tym, że przetestowałam ten zabieg nie tylko na sobie, ale też na mojej Mamie i Siostrze. Moja Mama już po pierwszym użyciu była na tyle zachwycona, że zapragęła mieć swój zestaw w domu, a Magdzia choć nie lubi takich rzeczy, przyznała, że to jest fajne i mogłaby tego używać. Ja jestem zachwycona! Dłonie po takim zabiegu są wypielęgnowane i niesamowicie gładkie! Efekt ten utrzymuje się przez kilka dni, ale warto tę czynność powtarzać regularnie, aby utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia!

Zestaw możecie obejrzeć tutaj, ale kupić jedynie u Niezależnej Konsultantki Mary Kay. Ja polecam Wam Joannę Skowron.
Moim dłoniom już chłody niestraszne!
Czytaj dalej »

środa, 11 października 2017

Huda Beauty Desert Dusk | Kolejna przepiękna paleta w moich rękach

   Musiałam ją mieć! A przynajmniej takie głosy ciągle grały w mojej głowie, więc aby się uwolnić kliknęłam ją do koszyka na stronie Sephory. Skusiła mnie kolorystyka i wszystkie możliwe zdjęcia, które widziałam w Internetach. Czy warto ją mieć? 
W środku kartonowego pudełka znajduje się paleta o przepięknej grafice. Nie wiedziałam tak łądnej palety z zewnątrz. Kartonowa, dopracowana w każdym szczególe. Patrzcie jakie ma mieniące się elementy:
Po prostu bajka. Nie jest już tak przejrzysta jak jej siostra Rose Gold, ale jest niebywale piękna. W środku ma też duże lusterko, które dodaje jej praktyczności. 
Cienie w środku zasłonięte są folią, która pod światło ujawnia piękny makijaż 3D. Kochani, wiem - nadużywam słowa "piękna", ale nie mogę inaczej :D W palecie znajduje się 18 cieni:
- 8 matowych cieni w kolorach: Blazing, Saffron, Amethyst, Oud, Amber, Eden, Musk oraz Desert Sand.
- 6 prasowanych perłowych cieni w kolorach: Turkish Delight, Angelic, Cashmere, Royal, Nefertiti i Blood Moon.
- 3 cienie duo-chrome w kolorach: Retrograde, Twilight, and Celestial.
- Prasowany brokat w kolorze Cosmo i ten brokat zaskoczył mnie najbardziej :) 
I kilka swatchy:
Cienie nakładane są palcem bez jakiejkolwiek bazy. Najbardziej w tej palecie lubię te duochromy - dają na powiece nieziemski efekt i urozmaicają nawet najprostszy makijaż - mój ulubiony to chyba Twilight - jest wyjątkowy (fioletowo, niebiesko, lodowy). Cudny! Można nałożyć go zarówno pędzlem - wtedy da jedynie poświatę, ale dopiero wklepany palcem daje czadu! Perły jak to perły - zawsze działają. Maty natomiast nie są równe, ale dają się budować na odpowiedniej bazie. Kto ma paletę poprzednią zna ich konsystencję i albo ją polubił albo bardzo narzeka. Ja jestem w tym pierwszym obozie. Czasem trzeba się namachać, ale efekt jest tego warty. Pigment jest w porządku. Kolorystyka powalająca. Cienie się ładnie ze sobą łączą i rozcierają.
 Makijaż zmalowany paletą:
Paleta ta jest tańsza niż poprzednia, ale i tak jest droga - kosztuje aktualnie 279 zł (klik). Mimo wszystko nie żałuję jej zakupu. Przyznaję, brokatu jeszcze nie miałam odwagi testować w makijażu, ale zbliża się karnawał, więc wszystko przede mną. Dodatkowo palety się ze sobą uzupełniają, choć uważam, że troszkę Hudzie się pomyliły pory roku - ta zdecydowanie jest bardziej letnia i wakacyjna, a Rose Gold jesienno-zimowa :) Przynajmniej dla mnie :D
Jest piękna!
Mega mnie inspiruje!
Czytaj dalej »

poniedziałek, 9 października 2017

4 produkty, 3 kroki i 2 minuty do zadbanej cery | Mary Kay | Zestaw TimeWise®

   No dobra. Wiecie, że lubię proste rozwiązania pielęgnacyjne takie jak na przykład maski w płachcie, bo nie trzeba zmywać. Do tej pory moja pielęgnacja twarzy rano i wieczorem była czysto przypadkowa. Rano raczej zapominałam i przypominało mi się dopiero przed makijażem o oczyszczeniu i kremie, a wieczorem oczyszczanie i aloes był moim punktem stałym :) Te czynniki skłoniły mnie do przetestowania zestawu TimeWise od Mary Kay. Dziś mija miesiąc. Czy jestem zadowolona i co bym zmieniła? Zapraszam dalej :) 
Zestaw składa się z: mleczka 3-w-1 (oczyszcza, delikatnie złuszcza i odświeża skórę), nawilżającej emulsji przedłużającej młodość, 88 ml (zmniejsza pojawianie się zmarszczek i intensywnie nawilża), serum na Dzień z filtrem SPF 30, 29 ml (chroni przed promieniowaniem zapobiegając zmarszczkom i nierównemu kolorytowi cery) i serum na Noc, 29 ml (odżywia redukując głębokie linie i zmarszczki). Kolejność używania to: mleczko, osuszenie twarzy, serum i na koniec emulsja. Zaznaczę jeszcze, że posiadam zestaw do cery normalnej i suchej, bo ostatnio szła ona w tym kierunku (wcale się nie dziwię). Po kolei:
Mleczko 3 w 1 - 127 ml (klik)
Mleczko ma za zadanie oczyszczać, złuszczać i odświeżać. Nie uczula i nie zatyka porów. Jest delikatnie i nie podrażnia. U mnie świetnie sprawdzał się jako doczyszczenie buzi po prysznicu lub po nocy. Posiada bardzo delikatne drobinki. Nie robi takiego typowego złuszczania i oczyszczania, dlatego w tygodniu polecam robić maski oczyszczające i peelingi mechaniczne czy też enzymatyczne. To mleczko jednak pozwala utrzymać efekt. Samo w sobie nie zostawia żadnego filmu na skórze, jest beztłuszczowy. Po nim skóra wręcz domaga się nawilżenia. Raz nie chciało mi się przyznaję, ale szybko wróciłam, bo skóra po samym oczyszczaniu mleczkiem była taka nijaka i nie ma opcji, by nie nałożyć kremu.
Edytowano: Mleczek do twarzy nie lubię, ale to przechodzi u mnie, bo używa się go jak żelu, czyli nakładam na mokrą skórę twarzy, masuję i zmywam letnią wodą. 
Serum na dzień (klik) i noc (klik) 
Polecam kupować w zestawie, bo bardziej się opłaca. To na wstępie, a teraz konkrety. Serum wydają się małe, ale za chwilę wstawię Wam zdjęcie po równym miesiącu stosowania. Nocne jest żelowe i zecydowanie bardziej urodziwe. Te pastelowe kapsułki w środku są urocze i nie jest to tylko ozdobnik, ale  witaminy i antyoksydanty zamknięte w środku, połączone z peptydem, który pobudza produkcję kolagenu, a tym samym wygładza i ujędrnia skórę. Czy to działa? Moim zdaniem tak. Jest lekki, beztłuszczowy, wydajny i rano skóra wygląda zdecydowanie lepiej. Dzienne nie wygląda już tak wyjątkowo, ale jest z filtrem SPF, który w pielęgnacji dziennej jest bardzo wskazany. Serum na dzień jest uzupełnieniem serum nocnego, aby działać całodobowo.
A tu serum po miesiącu codziennego stosowania (zdjęcie robione dosłownie przed godzinką:

Nawilżająca emulsja przedłużająca młodość (klik)
Bardzo lekka formuła, która odczuwalie nawilża skórę twarzy. Szybko się wchłania i jest odpowiedni dla skóry wrażliwej. Ja po miesiącu stosowania mam jedynie jeden wniosek. Otóż, na początku, gdy ta moja cera była w gorszej kondycji to byłam z tej emulsji zadowolona w 100%. Teraz wydaje mi się, że moja cera przeszła w stan mieszany z tendencją do różnych niespodzianek (za dużo czekolady i pączków) i dlatego na dzień wydaje mi się pod makijaż zbyt bogata. Używam jej na noc i w dni, w które się nie maluję. Niech działa! Muszę sobie zakupić tą wersję do mieszanej i tłustej, która sprawdzi mi się w dzień i z tego, co zauważyłam to zdecydowana większość kobiet tak używa tego zestawu :)

Zestaw TimeWise (klik)
Zestaw tych czterech produktów dostarcza skórze 11 właściwości przeciwdziałających starzeniu się skóry w jednym zestawie: oczyszczanie, złuszczanie, odświeżenie, pobudzenie, nawilżanie, wygładzenie, ujędrnianie, ochrona, odnowa i redukcja drobnych linii i zmarszczek. Jest odpowiedni dla osób o skórze wrażliwej i tych z bardzo wrażliwą skórą. (ze strony Mary Kay). I w sumie są to obietnice spełnione. 

Wydajność:
Tyle produktów używam o poranku. Wieczorem zamieniam tylko serum. Starczy mi ten zestaw zapewne na około 3-4 miesiące. 

Moja opinia: 
  • Moja cera jest nawilżona, jędrna i napięta. Gdybym tylko pilnowała się z czekoladą to byłoby idealnie :D 
  • Kosmetyki szybko się wchłaniają i nie posiadają mocnego zapachu. Nie są w 100% bezzapachowe, ale nie posiadają żadnego konkretnego.
  • Najważniejsze! Wygoda! Wchodzę do łazienki i wiem co zrobić. Dodatkowo przy małym dziecku, czy podczas spieszenia się rano jest to naprawdę szybki sposób na zastrzyk witalności dla skóry twarzy. 
  • Warto oprócz tego zestawu i w sumie jest to konieczne stosować też inne sposoby oczyszczania skóry - peelingi, maski oczyszczające. Same te trzy kroki nie wystarczą. Owszem cera będzie ładna, ale to nie będzie jej 100% możliwości.
  • Napiszę Wam też, że jak do kolorówki z MK nie mogę się jeszcze w 100% przekonać, to ta pielęgnacja jest świetna! Po kobietach na różnych forach widzę też jak są zadowolone z efektów. 
  • Ach! I oczywiście, że z Aloesu nie zrezygnowałam! Przynajmniej raz w tygodniu ląduje w formie maski na twarz przed snem - za bardzo go lubię :)
Ten post powstał w wyniku współpracy z Mary Kay, ale opinie w nim wyrażone są moimi własnymi. 

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 B L O N D L O V E , Blogger