Wyobraźcie sobie, że ta maska to już u mnie leży od czerwca i dopiero teraz doczekała się swoich 5 minut na blogu i około 30 minut na mojej twarzy! Dostałam ją od Kingi i Pawła, którzy myśleli o mnie podczas swojej podróży poślubnej dookoła Świata. To są szaleni ludzie, dlatego tym bardziej mi miło, bo to to nie jest jedyna maska, którą dostałam! Takie wsparcie od innych jest nieocenione!
W sobotę byłam na weselu i w makijażu paradowałam dokładnie 22 h. Jeżeli chcecie, to zdradzę Wam w którymś poście co przetrwało na mojej twarzy od 6 rano do 4 nad ranem z jedynie delikatnie świecącym się czołem. Sama byłam zdziwiona tą magią! Nie ulega jednak wątpliwości, że po takim dniu, cera potrzebowała dogłębnego oczyszczenia, a to najlepszy czas na testy!
Maska jak widzicie, jest naprawdę niewielkich rozmiarów. Pochodzi z Azji, ale może Kinga w komentarzu napisze skąd dokładnie (jeśli jeszcze pamięta). Ma napisy po angielsku, ale tak naprawdę to one są w 100% zbędne, bo wszystko jest na niej jaśniutko wyrysowane. Te azjatyckie obrazki są tak urocze, że nawet wągry wyglądają na nich 'zabawnie'.
Instrukcja również jest prosta. Jeżeli nie widać dokładnie to najpierw:
1. robimy parówkę. Ja zaparzyłam rumianek na dnie dużego garnka, tak aby włożyć głowę i aby para otuliła moją twarz.
2. osuszamy i nakładamy maskę... I tu pojawił się problem, bo maski jest na tyle 'dużo', że starczyło mi tylko na czoło i nos :D Nie ma szans, abym pokryła całą twarz tą zawrotną ilością.
3. Czekamy, aż zaschnie i odrywamy. U mnie maska schła około 30 minut.
4. Twarz jest oczyszczona, gładka i promienna :)
Konsystencja jest dokładnie taka jak popularnej czarnej maski, ale zdecydowanie ładniej i delikatniej pachnie. Nie jest też tak agresywna przy odrywaniu, ale...
Maska na twarzy zastyga i po chwili zaczynają przebijać czarne kropeczki, ale nie wierzyłam, że je wyciągnie. Po oderwaniu wygląda jak wyżej. Bliżej (jeżeli jesteś bardzo wrażliwa lub wrażliwy, to nie patrz teraz) wygląda tak:
Ona naprawdę wyciąga. Bez ściemy! :D Sama jestem zaskoczona. Nie jest to 100% oczyszczenie, ale jestem pod wrażeniem. Te azjatki to chyba jednak wiedzą co robią. Nie znalazłam jej niestety nigdzie do kupienia, ale znalazłam informację, że ona chyba pochodzi z Tajlandii.
Znacie jakiś odpowiednik takiej maski peel off?
Tylko nie czarna, bo to czarny klej do tapet :D
No nieźle :D Super, że się sprawdziła :D
OdpowiedzUsuńCałkiem nieźle sobie poradziła ;)
OdpowiedzUsuńByłam pewna że nie zrobi zupełnie nic.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie się dowiem co przetrwało na Twojej twarzy calutki dzień i noc ;) makijaż na wesela to zawsze wyzwanie.. którego sama jeszcze nie opanowałam
OdpowiedzUsuńCudnie mieć takich znajomych, którzy pamiętają o nas w swoich podróżach!
Pozdrawiam