Cześć,
zima rozgościła się na dobre! Niektórym zaczyna brakować skali na termometrach, aby pokazać jak bardzo jest zimno! Brrrr! Nie wierzę, że mamy już pełny tydzień 2017 roku! Po prostu wow! Macie jakieś postanowienia? Ja w sumie ani nie chcę schudnąć, ani przytyć ani nawet zdrowiej się odżywiać... Mam inne plany: chcę się jeszcze bardziej rozwinąć, zaliczyć jeszcze kilka warsztatów i chcę być w tym roku odważniejsza! Chcę być pewniejsza siebie w zakresie pomysłu na życie, spełniania marzeń i w zakresie postrzegania siebie! Wam też życzę takiej odwagi!
Mam dziś dla Was recenzję paletki, po którą sięgam ostatnio codziennie. Mianowicie Naked Chocolate od I ♥ Makeup.
Jeżeli mam być z Wami szczera to muszę Wam napisać, że tej paletki wcale nie chciałam mieć. Na swatchach w Internecie wydawała mi się mdła i jakaś taka bez wyrazu. Kupiłam ją swojej siostrze na Gwiazdkę, bo najbardziej lubi brązy, a ta wydawała mi się nieprzekombinowana w temacie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dostanę taką samą i że diametralnie zmienię o niej zdanie.
Opakowanie zdecydowanie jest urocze tak samo, jak innych czekolad z serii. Przypomina faktycznie białą czekoladę, która w rzeczywistości często jest lekko żółtawa. Wykonana z solidnego plastiku, zamykana na klik. W środku duże lusterko na plus, 16 cieni - dwa większe (beżowy i złoty rozświetlający) i czternaście mniejszych oraz zbędna pacynka.
Paleta zawiera w sobie cienie o wykończeniu matowym, satynowym i błyszczącym. Na uwagę zdecydowanie zasługują Tob-le-rone i Milky, które są idealne do podkreślania załamania w zależności od potrzeby (chłodny i ciepły). Nie ma czerni, co niestety jest dla mnie minusem, ale za to znajdą się dwa ciemne głębokie brązy - zimny Wonka i ciepły Choc-fest, które są idealne do pogłębienia zewnętrznych kącików.
Bliżej:
Swatche kilku wybranych cieni:
Praca z nimi jest przyjemnością. Ładnie się nakładają. Cienie nie zacierają się przy dokładaniu, nie robi dziur, nie robią plam. Przechodzą pięknie jeden w drugi. Nie ma problemu przy nakładaniu jednego cienia na drugi. Trwałość bardzo dobra, ale jeszcze lepsza na bazie:)
Makijaże:
Pierwsza propozycja to typowy dzienniak ożywiony kolorową metaliczną kreską wykonaną cieniem My Secret z limitowanej serii Glam&Shine. Oczywiście można z niej rezygnować, ale dodaje ciekawego akcentu.
Drugi natomiast to moja jedna z pierwszych prób Cut Crease w wersji dziennej z ciemnobrązową kreską.
To tyle!
Ostatnio sięgam po tę paletkę codziennie!
Polecam Wam ją z całego serca!
Też ją mam i jestem nią zachwycona :)
OdpowiedzUsuńMi ta także najmniej się podobała, ale po Twojej recenzji zaczynam zmieniać zdanie ;)
OdpowiedzUsuńChyba najlepsza paletka z gamy czekoladek :)
OdpowiedzUsuńOba makijaże są super :)
OdpowiedzUsuńpiękna paletka, kiedyś na pewno będzie moja, ale jak na razie mam upatrzoną inną, też z MUR :)
OdpowiedzUsuńładne makijaże ;) chyba zmienię o niej zdanie ;)
OdpowiedzUsuńprzepiękne makijaże <3 bardzo Ci pasują :* tą kreskę w 1 widze i u siebie ;D <3
OdpowiedzUsuńNiepozorna, ale jest naprawdę świetna ;) Dla fanek brązów - idealna!
OdpowiedzUsuńPaletka nie dla mnie, bo ma zbyt mało matowych cieni. Ale za to makijaż bomba. Bardzo podoba mi się ta fioletowa kreska ;) Jest taka niebanalna ;) Super ;) A w drugim bardzo przypadł mi do gustu sposób w jaki podkreśliłaś dolną powiekę ;)
OdpowiedzUsuńmam ją i lubię:) piękne makijaże
OdpowiedzUsuńOba cudne makijaże i ciężko wybrać faworyta :).
OdpowiedzUsuńśliczna jest :)
OdpowiedzUsuń